Jeden strzał to nowy film akcji ze Scottem Adkinsem. Produkcja tworzy iluzję jednego, długiego ujęcia bez cięć. Jak to wyszło?
Jeden strzał to nowy efekt współpracy
Scotta Adkinsa z reżyserem
Jamesem Nunnem. Duet ten zrobił już dobrze oceniane produkcje, takie jak
Eliminatorzy oraz
Hooligans III. Tym razem twórcy wykazali się nie lada ambicjami, bo film nakręcony jest jednym, ciągłym ujęciem. Oczywiście, w jakimś stopniu jest to iluzja, bo znajdziemy w nim mikrocięcia (i jedno duże wyraźne cięcie) - są one jednak mało dostrzegalne, a efekt pozytywnie zaskakuje. Pamiętajcie, że rozmawiamy o kinie akcji klasy B, a nie oscarowym poziomie w stylu
1917. Sposób kręcenia nadaje tej produkcji odpowiedni charakter i wciąga widzów. Kamera znajdująca się w centrum wydarzeń pogłębia naszą immersję. Sceny strzelanin i walk imponują, a także pozwalają przyjąć perspektywę bezimiennych złych, co jest sympatycznym urozmaiceniem.
Kino klasy B rządzi się swoimi prawami. Przy omawianiu tego typu filmów nie można stosować tych samych narzędzi i odniesień co przy produkcjach kinowych, bo to nie ta bajka. Tak więc
Jeden strzał ma typową, pretekstową fabułę. Nie jest to nic szalenie ambitnego. I wcale takie być nie musi. Bohaterowie to chodzące stereotypy, co w "normalnym" filmie byłoby okropną wadą. Można powiedzieć, że w tym przypadku nawet na to liczymy. Muszę jednak przyznać, że James Nunn podchodzi do tego zaskakująco ambitnie, bo chce przez pełną oczywistości historię powiedzieć coś o terroryzmie i człowieczeństwie. Robi to dość siermiężnie - czasem niektóre dialogi są komicznie złe, tak samo jak gra
Ryana Phillippe'a oraz
Ashley Greene. Ostatecznie poważne treści nie grają jakiejś ważnej roli i mają marginalne znaczenie dla finalnego produktu.
Sceny akcji musiały zostać dokładnie przygotowane. Kręcenie ich w jednym ujęciu nie było łatwe. Pod tym względem twórcom należą się brawa, bo mamy dużo strzelania, a gdy Adkins rusza w bój jedynie z nożykiem, dochodzi do krwawych starć. Samych walk, w których bohater może popisać się swoimi umiejętnościami, jest niewiele, ale to też byłoby niewskazane. Gdy dochodzi do starcia z
henchmanem i głównym złym, całość nabiera większego wyrazu. Widać, że ten pojedynek jest przemyślany. Ma fabularne znaczenie, ale i dobrą realizacyjną jakość. Twórcy - mimo oczywistych problemów scenariuszowych czy aktorskich - dają nam dobrą zabawę, czyli to, czego fan kina akcji oczekuje. Nawet nieszczególnie przeszkadza fakt, że strzelaniny często przypominają
Call of Duty, gdy zastępy wrogów giną co chwila od kul bohatera. W pewnym momencie zastanawiałem się, skąd wzięło się nagle tylu zbirów. To zawsze jest pewną "bolączką" kina akcji, ale w tym filmie mi nie przeszkadza.
Nie jest to może najlepszy film w karierze Scotta Adkinsa, bo oczywiste problemy jakościowe są tutaj aż nadto odczuwalne. Mam nadzieję, że
John Wick 4 pozwoli mu bardziej zaistnieć w mainstreamie.
Jeden strzał jednak to dobry eksperyment, dający sporo akcji i imponujący wykonaniem, którego rzadko można oczekiwać po kinie klasy B. Dla fanów gatunku jak znalazł!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h