Najnowszy odcinek serialu Jednostka 19 posiada dobrą konstrukcję wydarzeń, która pozwala je śledzić bez rozpraszania i zastanawiania się, o co właściwie tutaj chodzi. Jest typowe wprowadzenie, rozwinięcie i zakończenie, a przejścia między są płynne i bez większych błędów logicznych. Omawiany odcinek nie jest też najlżejszy, jeśli idzie o ładunek emocjonalny, ale przynajmniej nie wzbudza rozczarowania czy irytacji. Wydaje się być napisany książkowo i właśnie dlatego tak dobrze się go ogląda. To, co zyskuje największą sympatię, jest główna akcja ratownicza, która w końcu ma wszystkie elementy, na które od kilku odcinków tak bardzo czekałam. Zintegrowane działanie całej ekipy strażaków nareszcie daje poczucie, że oglądam coś, co zostało przemyślane i odpowiednio przygotowane. Niby jest to jeden wyjazd ratowników, ale okazuje się, że muszą oni zmierzyć się nie tylko z poszukiwaniem małej, przestraszonej dziewczynki, ale także zapewnić niezbędną opiekę mężczyźnie, którego życie zależy od szpitalnej aparatury. Brak prądu w całym budynku stawia strażaków, jak i córkę mężczyzny, przed dylematem, czy należy w dalszym ciągu ratować jego życie, czy pozwolić odejść na jego warunkach i według jego życzenia. A to wszystko w otoczeniu presji czasu, niebezpieczeństwa pożaru i potrzeby natychmiastowej ewakuacji. Pod tym względem odcinek stoi na wysokim poziomie, ukazując kolejny wymiar zawodu strażaka. Jedyne, do czego tak naprawdę można byłoby się przyczepić, to pewne uproszczenie samego procesu umierania, ale nie da się zaprzeczyć, że na ekranie wygląda to po prostu dobrze. Oprócz warstwy typowo zawodowej odcinek pełen jest obyczajowych elementów. Tym razem jednak utrzymana jest zadowalająca równowaga między tymi elementami i dzięki temu całość sprawia dobre wrażenie. Szczególnie podoba mi się końcówka odcinka, która zapewnia udane wyciszenie fabuły po dość dramatycznej akcji strażaków. Z przyjemnością oglądałam sceny z udziałem Ripleya i Victorii, którzy przejawiają zadziwiająco dużo związkowego rozsądku, jak na ten typ serialu. Przypadła mi też do gustu gra pozorów, która przewija się praktycznie przez cały odcinek za każdym razem, kiedy Maya i Jack mają wspólne sceny. A wisienką na torcie moich zaskoczeń jest Andy, która ewidentnie dojrzała emocjonalnie z odcinka na odcinek i autentycznie pierwszy raz w tym sezonie poczułam nić sympatii wobec tej postaci. Co więcej, jej relacja z Sullivanem również dobrze wpasowała się do dynamiki całego odcinka. Nie była przesadzona w żadną ze stron, a w momencie kiedy Andy posługuje się zwyczajnymi argumentami, a nie krzykiem, sceny z jej udziałem wydają się być bardziej naturalne i dopracowane. Co ciekawe, serial porusza też temat rodzicielstwa, i to nie u kogo innego jak u Bena i jego syna Tucka. To, co Chirurdzy usilnie pomijają, tak znajduje czas i miejsce w Jednostce 19. Sam wątek wydaje się być raczej jednorazowy i dość szybko rozwiązany, niemniej jednak dodaje kilka plusów dla postaci Bena. Po poprzednich, raczej słabszych odcinkach, miło jest dostać taki, który po prostu chce się oglądać. Tak jak mówiłam, zaskoczył mnie pozytywnie i w końcu zamiast serii narzekań, miło było znaleźć elementy godne pochwały.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj