Kolejny raz odcinek serialu Jednostka 19 szczędzi nam rozbudowanej akcji ratunkowej. Co prawda dostajemy sytuację kryzysową, ale ponownie jest to popis jednego bohatera, a nie całej jednostki. Tym razem to Victoria jest tym “szczęśliwcem”, który mierzy się nie tylko z wypadkiem, ale i przeciwnościami natury. Mamy tutaj kompilację wszystkiego, co najbardziej utrudnia pracę ratowników: noc, zacinający deszcz, wypadek samochodowy i kobieta, która utknęła w aucie. Jak sugeruje tytuł odcinka, nieszczęścia chodzą parami, dlatego wcale nie dziwi, że pasażerka zaczyna rodzić, jej mąż mdleje, a Victoria zmaga się z gorączką i przeziębieniem. Ot, takie typowe, serialowe nagromadzenie niesprzyjających okoliczności. W gruncie rzeczy nie ma ani na co narzekać, ani czego specjalnie chwalić. Pod tym względem serial utrzymuje zaskakująco równy, ale raczej średni poziom. Jedyne, co rzuca się tutaj w oczy, to obecność dziecka. Mam wrażenie, że twórcy wyjątkowo chętnie sięgają po ten schemat, licząc na to że w ten sposób wywołują więcej emocji u widzów. Jeszcze trochę, a najbardziej zagrożoną grupą w Seattle będą właśnie najmłodsze dzieci. Nie jest to też najlepszy czas dla postaci Andy Herrera. O ile w pierwszym sezonie większość wątków opierała się na jej decyzjach, zarówno zawodowych, jak i osobistych, tak teraz jej obecność w serialu jest dość marginalna. Dodatkowo ogranicza się głównie do bezsensownego biadolenia nad jej losem. Z odcinka na odcinek mam wrażenie, że obserwuję nie tyle dorosłą kobietę, co nastolatkę, która odkrywa, że nie jest pępkiem świata. O ile rozumiem intencję twórców, tę nostalgię związaną ze zmianą i nowym etapem w życiu, stres temu towarzyszący, a także zaplecze kulturowe Andy, to jednak mam wrażenie, że dzieje się to o kilka lat za późno. Zwłaszcza że Andy kandydowała na szefa jej własnej remizy, więc nastoletnie dylematy nie do końca mi tutaj pasują. Skoro mowa o dylematach bohaterów... ten odcinek jest nimi przepełniony. Andy i Ryan w końcu podejmują decyzję na temat ich nieformalnego związku - zostaną na stopie przyjacielskiej. Tak samo wyjaśnia się sytuacja między Jackiem a Mayą, którzy zaskoczeni własnymi uczuciami postanawiają zaryzykować i iść za głosem serca. Dość ciekawym momentem była też rozmowa Ripleya z Sullivanem, którzy w końcu wyjaśnili sobie swoje zatargi z przeszłości. Dean randkuje, by zażegnać konflikt z matką, choć na niewiele się to zdaje. I tu właśnie pojawia się problem nie tyle tego odcinka, ale w gruncie rzeczy całego sezonu. Można rzucać tutaj kluczowe opisy wątków, można wymieniać po kolei, co każdy z bohaterów osiągnął w danym odcinku. Powstanie wtedy jednak krótki synopsis odcinka, a nie o to tutaj chodzi. Od kilku dobrych odcinków Jednostka 19 schodzi w kierunku opery mydlanej, niż dobrego serialu proceduralnego. Porównując pilot serialu i to, co dostajemy, teraz widać gigantyczną rozbieżność w sposobie prowadzenia fabuły. Bohaterowie tracą swoją wyrazistość, nie widać też, że są jedną grupą na zmianie, która stanowi solidną jedność. O ile wcześniej serial szafował specjalistyczną wiedzą, tak teraz nawet nie dotyka śladu po niej. Jeśli oceniać tylko elementy obyczajowe, to są one jak najbardziej poprawne i przyjemne dla oka. Chociażby scena pojednania Victorii i Ripleya z łatwości wydusi kilka łez kilku wrażliwszych fanów. Mam tylko wrażenie, że scen obyczajowych jest po prostu za dużo. Serial ma wysokie aspiracje, kuleje jednak ich realizacja. Bardzo małymi krokami serial zbliża się do zamknięcia drugiego sezonu. W dalszym ciągu z zainteresowaniem czekam na to, co jeszcze może przynieść i z przyjemnością dam się też zaskoczyć. Jednostka 19 kilkukrotnie udowodniła, że ma kilka dobrych pomysłów, dlatego można dać im jeszcze szansę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj