Tym razem na pierwszy plan wysuwają się ludzie, a dopiero potem zawód strażaka. Być może po dość elektryzującym rozpoczęciu dalszej części sezonu nadszedł czas, by emocje nieco opadły. I doskonale to widać już od pierwszych momentów odcinka, kiedy widz śledzi raczej sercowe rozterki bohaterów, niż dźwięk strażackiej syreny. Już na “dzień dobry” zagłębiamy się w dylemat Victorii, czy powiedzieć o jej związku z szefem Ripley’em, czy może jest to jeszcze nie aż tak poważne. Montgomery z kolei w dalszym ciągu wydaje się przeżywać utratę męża, a Herrera nie do końca radzi sobie z wydarzeniami z wypadku. Może i nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt, że Gibson i jego stres pourazowy. Trochę się tutaj fabuła powtarza, choć w przypadku Andy nie jest to jeszcze aż tak widoczne. Równie dobrze może pójść jeszcze w innym, niż przewidywanym kierunku. Jak zwykle, odcinek obfituje w kilka zabawniejszych momentów, które rozładowują napiętą atmosferę. Te chwile spokoju pozwalają widzowi odetchnąć chwilę i nabrać sił na bezpośrednie konfrontacje albo po prostu wyciszyć się po kulminacyjnych momentach. Nieoceniona jest tutaj Maya, która wydaje się być serialowym śmieszkiem. Dużo luzu wnoszą też Victoria i Travis, których przyjaźń jest odzwierciedlona w bardzo lekki i zabawny sposób. Ma to też i swój urok, choć szczerze mówiąc, mam wrażenie, że naszym strażakom bliżej jest jednak do medyków, niż pierwotnie zakładano. Obie akcje ratunkowe odcinka odnoszą się do interwencji medycznej. Robert Sullivan, w ramach integrowania się z jednostką i całą okolicą którą podlega jego remizie, decyduje się odwiedzić stałego bywalca jednostki - Oscara - który od jakiegoś czasu się nie pojawia. Jest to bardzo prosto zbudowany wątek, a zarazem dość poprawnie zrealizowany. Widać, że ten odcinek jest oszczędny jeśli idzie o lokacje i o budżet przeznaczony na jego produkcję. Akcja dzieje się w jednym pokoju, jest średnio dramatyczna. Spełnia jednak swoje założenia i pozwala Sullivanowi zintegrować się ze społecznością. Zaczyna mu zależeć nie tylko na zasadach, ale i na ludziach, do których się one odnoszą. Skoro już o zasadach mowa, to dziwne rzeczy dzieją się w kontekście Ryana i Andy. Nie dość, że Ryana świadomie łamie prawo na korzyść swojego ojca, to jeszcze daje się przekonać Andy, by przymknąć oko w trakcie pełnienia obowiązków jako policjant. Właściwie to ten wątek może podobać się bardziej, niż w przypadku Oscara. Motyw matki, próbującej dostać się do szpitala by odwiedzić dziecko przed operacją, angażuje na bardzo emocjonalnym poziomie. Ma w sobie te elementy, które tak bardzo lubimy w serialach proceduralnych: suspens, moralny dylemat, niebanalny zwrot akcji i osobiste zaangażowanie głównych bohaterów. Sama postać matki też daje się polubić i zaczynamy jej kibicować, mimo że nie do końca nawet powinniśmy. Coraz więcej wątpliwości budzi jednak Ryan i jego sposób postępowania. On był tym “dobrym facetem”, coraz częściej jednak robi się z niego postać, której kodeks moralny zaczyna pozostawiać wiele do życzenia. Jeśli ma to podkolorować jego postać i dodać mu więcej animuszu - być może to jeszcze zadziała. Póki co jednak wzbudza to mieszane uczucia. Wbrew oczekiwaniom wątek Gibsona dostał bardzo mało czasu. Co więcej, jego postać snuje się tylko po ekranie z obrażoną miną, że ktokolwiek się nim zainteresował. Szczerze mówiąc, działa to po prostu na nerwy. Totalnie bez zaskoczenia można przyjąć wiadomość, że Maya zostaje w remizie 19 i będzie równa stopniem wobec Andy i Jacka. Tylko czekać, kiedy zaczną pojawiać się tym gruncie konflikty. Na sam koniec warto wspomnieć o Warrenie, który ponownie myśli o zmianie profesji. Jego ewentualny zawód w dalszym ciągu związany byłby z medycyną, choć dostanie się do elitarnej Medic One wydaje się być zadaniem niemożliwym. Czy w takim razie po raz kolejny będziemy świadkami przygotować Warrena do testów? Jego intencje na pewno są szlachetne, ale tym samym scenarzyści robią z niego naprawdę niezdecydowanego małolata. Zwłaszcza że w Chirurgach też zmieniał swoje kwalifikacje kilkukrotnie. Jeśli ktoś liczył na fajerwerki w tym odcinki, to niestety musi się rozczarować. Zapewne serial zbiera siły na nieco bardziej skomplikowane katastrofy. Na szczęście ten odcinek nie nudzi, choć w dalszym ciągu chce się czegoś więcej. Serial Jednostka 19 dobrze radzi sobie z budowaniem napięcia, ale często rozczarowuje tym, w jaki sposób akcje strażackie się kończą. Nie inaczej jest i w tym odcinku. Ciekawe, czy kiedyś to się zmieni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj