Jeździec bez głowy ("Sleepy Hollow") od samego początku porównywany był do pierwszych sezonów Nie z tego świata. Produkcja FOX skierowana jest do zbliżonego odbiorcy i opiera się na podobnym koncepcie, a główną rolę odgrywa czynnik supernatural. Wspominam o tym, ponieważ w ostatnim odcinku, w którym gang Crane'a walczył z uwodzicielskim sukkubem (Caroline Ford), ten klimat czułam chyba najmocniej. Zupełnie nie zdziwiłabym się, gdyby nagle z czarnej Impali wysiedli Winchesterowie i ruszyli bohaterom na pomoc. W "Heartless" twórcom udało się napisać przyjemną w oglądaniu historię, która może nie zachwycała żadnymi niespodziewanymi zwrotami akcji oraz nie sprawiała, że baliśmy się o życie bohaterów, jednak spełniła swoje podstawowe zadanie: mozolnie popchnęła do przodu wątek przewodni sezonu.
Wciąż wałkowana jest przez scenarzystów możliwość "odkrycia cząstki dobra" w Henrym. Rozmowy bohaterów na ten temat są wtórne, nie wnoszą do sprawy nic nowego i niemiłosiernie nudzą. Podobnie jak bezustanne przypominanie widzom, że Katrina już nieraz okłamała męża w bardzo ważnej sprawie i Ichabod powoli traci do niej zaufanie. Już to wiemy i naprawdę nie musi nam o tym przypominać nawet potwór tygodnia. Na plus można zaliczyć jedną z pierwszych scen epizodu, gdy Ichabod i Katrina oglądają razem reality show w telewizji: po raz kolejny w ostatnich tygodniach widać między nimi więź, którą wcześniej bardzo trudno było wyczuć.
[video-browser playlist="632822" suggest=""]
Pisałam o tym, że Katrina może być ważnym oraz nieocenionym dodatkiem do drużyny, i w "Heartless" pokazała, że tak jest w istocie. Chociaż ostatecznie wciąż osłabioną po ostatnich wydarzeniach czarownicę z obowiązku musiała wyręczyć Abbie, jej pomoc była niezwykle cenna. Aż szkoda, że wraz z końcem odcinka powróciliśmy do status quo, gdy Katrina znów pojawiła się w drzwiach Jeźdźca bez głowy. Już bardziej niż Henry skłonna do zmiany stron wydaje się być jego matka. Ostatnim razem nie za dobrze wyszło jej "szpiegowanie" i nie zanosi się na to, aby teraz było inaczej. Szczególnie że zobaczyła coś, co trafiło do jej serca. A może to tylko aktorstwo i część przykrywki? Dowiemy się pewnie niedługo.
W najnowszym odcinku postawiono głównie na rozwijanie postaci Katriny oraz Nicka Hawleya (Matt Barr), który znów okazał się niezwykle pomocny. Trochę nieporadnie twórcy próbują wcisnąć do serialu wątek miłosny między Hawleyem a Abbie, który wziął się praktycznie z niczego i opiera chyba jedynie na tym, że Nick jest przystojnym mężczyzną, a Abbie nie ma chłopaka. I już mogę przewidzieć, jak się rozwinie: uczucie Hawleya do porucznik Mills sprawi, że Nick w końcu odrzuci swoje egoistyczne zapędy i przyłączy się do zespołu pogromców Apokalipsy na pełen etat, nie licząc na nic w zamian. Jeżeli scenarzyści pójdą po linii najmniejszego oporu.
Znowu kompletnie pominięto wątki Jenny oraz kapitana Irvinga. Chociaż rozumiem, że sytuacja Irvinga praktycznie nie ma prawa się zmienić (acz można by eksplorować wątek wizji czy pokazać kilka scen ze szpitala - bohaterowie chyba całkowicie o kapitanie zapomnieli, przychodząc jedynie wtedy, gdy czegoś od niego potrzebują), to gdzie podziewa się Jenny? Zostawianie postaci w takim scenariuszowym niebycie jest denerwujące i pokazuje, że twórcy nie mają do końca na nią pomysłu.
Czytaj również: Lokowanie produktu po polsku
Za nami kolejny przyjemny odcinek Jeźdźca bez głowy, który jednak miał mniejsze czy większe wady i na pewno w ostatecznym rozrachunku nie można go ocenić jednoznacznie pozytywnie. 2. sezon jest bardzo nierówny - oferuje dobre odcinki, by w następnym tygodniu nie spełnić oczekiwań. Oby twórcy w końcu znaleźli właściwy rytm.