Joanna” jest filmem dokumentalnym bazującym na blogu Joanny Sałygi, który zaczęła prowadzić po tym, kiedy dowiedziała się, iż jest chora na raka – remisja była już niemożliwa, operacja mająca na celu wycięcie przerzutów nie do końca się powiodła, zaś lekarze dawali jej jeszcze pół roku życia. Kontekst filmu zapowiada ciężki, depresyjny i niepozostawiający cienia nadziei temat. Jest jednak zupełnie inaczej, bowiem reżyserce udało się podejść do zagadnienia w znacznie bardziej lekki i uniwersalny sposób, osadzając ciężkość całej historii na osi relacji matki z dzieckiem oraz na humorze, którego - jak na film traktujący o tak poważnej kwestii jak śmierć - jest zaskakująco dużo. [video-browser playlist="659343" suggest=""] Obraz Kopacz wydaje się być bardziej historią traktującą o świadomym umieraniu i żegnaniu się z bliskimi niż kolejną próbą zszargania emocjonalnie widza tylko po to, aby w żadnym razie nie pozostawić go obojętnym. Reżyserka stanęła przed niełatwym wyzwaniem, bowiem z jednej strony chciała pokazać wnętrze domowego ogniska, specyfikę relacji Joanny z dzieckiem oraz mężem, a także nieco zaznaczyć tę namacalną intymność panującą pośród nich. Okazało się być to bardzo trudne, jednak wykonalne – niestety dość mocno ucierpiała na tym narracja, która w filmie jest ledwo co funkcjonuje, przez co „Joanna” wydaje się być przede wszystkim luźnym kolażem obrazów pozbawionych spójności. Aż chciałoby się rzec: niczym losowo powybierane posty z bloga. Pomimo kulejącego powiązania pomiędzy kolejnymi scenami z życia Sałygów nie można powiedzieć, iż obraz nie porusza - dotyka bowiem wewnętrznych strun emocjonalnych. Kopacz jednak stara się nie wzruszać widzów tanimi wyciskaczami łez; woli zasiać w widzu pewną myśl, dać początek rozważaniom, ale w niewymuszony sposób. Czytaj również: Aneta Kopacz: „Teraz pracuję 48 godzin na dobę” – wywiad Zdjęcia Łukasza Żala charakteryzują się niesamowitą surowością, dużą głębią ostrości, która roztacza wokół bohaterów otoczkę intymności, tym sam doskonale wpasowując się w nieskomplikowane kadry. Ważne jest także to, iż reżyserka nie stosuje na widzach swoistej zasady szantażu emocjonalnego, nie zestawiając ze sobą scen, w których Joanna wyraźnie cierpi i żegna się ze światem, ze scenami wpisującymi się w swoiste kino familijne, jednocześnie nie wywołując w widzu wymuszonych uczuć. W tym wypadku „Joannę” można nawet odczytać jako obraz optymistyczny, wlewający w widza nadzieję, choć niepozbawioną goryczy. Nadzieja umiera bowiem ostatnia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj