Pełen wątpliwości Bucky Barnes jest z pewnością ciekawszym Kapitanem Ameryką niż nieskazitelny moralnie Steve Rogers. Na kartach komiksu kontrast pomiędzy tymi dwoma bohaterami przemawia na korzyść Zimowego żołnierza, bo w MCU Kapitan jest oczywiście dużo bardziej interesującą postacią. W opowieściach graficznych zdarzało mu się jednak być bardzo jednowymiarowym, więc nowa wersja Capa robi naprawdę dobre wrażenie. Ed Brubaker wykonał kawał świetnej roboty, zmieniając marvelowskie status quo, a następnie przedstawiając widzom nową rzeczywistość. Człowiek bez twarzy prezentuje losy Bucky’ego i jego bliskich tuż po pokonaniu Czerwonej Czaszki i zniwelowaniu globalnego zagrożenia. Bohaterowie starają się wrócić do normalnego życia, ale nie jest im dane odpocząć, bo na scenie pojawiają się nowi/starzy adwersarze. Kapitan Ameryka. Człowiek bez twarzy składa się z kilku niezależnych historii. Pierwsza z nich (tytułowa) wprowadza do fabuły duchy przeszłości. Bucky musi zmierzyć się z japońskim demonem, z którym konfrontował się jeszcze jako Zimowy żołnierz. Dodatkowo do akcji wkracza niejaki Batroc – antagonista dobrze znany fanom MCU (widzieliśmy go zarówno w Zimowym żołnierzu, jak i w serialu Falcon i Zimowy żołnierz). Kolejne części skupiają się na otoczeniu Kapitana Ameryki i przedstawiają rzeczywistość po Wojnie domowej. Swoje pięć minut dostają: Sharon Carter, Falcon, członkowie Avengers, a nawet Crossbones i Sin. Brubaker dużo miejsca poświęca również życiu wewnętrznemu Bucky’ego. Poznajemy wątpliwości i obawy targające nowym Kapitanem. Finałowy rozdział przenosi nas natomiast do czasów II wojny światowej, kiedy to Steve i młody Bucky trafiają w sam środek plagi wampirów. Człowiek bez twarzy jest komiksem bardzo różnorodnym i to stanowi olbrzymią zaletę omawianego tomu. Widać to zarówno w warstwie fabularnej, jak i oprawie graficznej. Przykładowo, historia o tytułowym antagoniście narysowana przez Luke’a Rossa i Steve’a Eptinga ma charakterystyczny dla komiksów Brubakera styl. W kolejnych rozdziałach pojawiają się jednak szkice Butcha Guice’a, które całkowicie zmieniają znaną nam estetykę. Zupełnym unikatem jest natomiast finałowa odsłona autorstwa Gene’a Colana, która pod względem wizualnym jest wręcz oszałamiająca. Co więcej, sama opowieść wyróżnia się na tle innych przygód Kapitana Ameryki. Brubaker po raz kolejny wkłada buty Mike'a Mignoli i przedstawia fabułę, która równie dobrze mogłaby znaleźć się w Hellboyu. Historia pod tytułem Czerwień, biel i krwisty błękit jest mroczna, brutalna i zaskakująco krwawa. Kto by przypuszczał, że Steve Rogers jest takim specjalistą od dekapitacji wampirów?
Egmont
Po nie do końca satysfakcjonującym poprzednim tomie Ed Brubaker powraca do tego, w czym zawsze był najlepszy. Autor w umiejętny sposób łączy realizm z fantastyką, dzięki czemu superbohaterskie motywy zgrabnie wpasowują się w rzeczywistość znaną nam z codzienności. Tym razem zamiast Red Skulla i jego dążeń do zniszczenia USA mamy serię kameralnych opowieści koncentrujących się przede wszystkim na postaciach i relacjach między nimi. Autor prawie na każdym kroku sięga po idee Kapitana Ameryki. Przeszłość Steve’a i Bucky’ego wciąż warunkuje ich losy. Wojenne demony nie pozwalają zaznać spokoju i na każdym kroku przypominają, że walka jeszcze się nie skończyła. Brubaker nadal zadaje pytania o symbol, jakim jest Kapitan Ameryka. Co oznacza jego spuścizna dla zwykłych obywateli, co dla radykalnych patriotów, innych bohaterów czy jego najbliższych przyjaciół? W omawianym komiksie dostajemy wiele obyczajowych segmentów, w których autor nie tyle próbuje odpowiedzieć na powyższe pytania, ile stara się zaangażować czytelnika w rozważania na temat współczesnych idei.
Ed Brubaker odmitologizował postać Kapitana Ameryki i gdyby nie jego praca, być może superbohater w MCU prezentowałby się zgoła inaczej. Człowiek bez twarzy jest dowodem na to, że podjęty kierunek był właściwy. Zbliżamy się do końca wielkiej epopei, choć oczywiście najważniejsze wciąż przed nami. Bucky już wkrótce będzie musiał oddać tarczę jej pierwszemu właścicielowi. Okoliczności powrotu Steve’a Rogers poznamy zapewne w finałowym tomie, zapowiedzianym już na 2022 rok.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj