Jeff, znany przez wszystkich i to dosłownie wszystkich jako Pan Pickles (Jim Carrey), to legendarna wśród prezenterów dziecięcych programów telewizyjnych. On nie gra przed kamerami mądrego, wyrozumiałego człowieka. On nim faktycznie jest. To wzór zarówno dla najmłodszych widzów, tych o dopiero kształtujących się umysłach, jak i ich rodziców, którzy wychowali się na jego programach. Jednak każdy człowiek ma swój punk krytyczny, po przekroczeniu którego puszczają mu nerwy i zaczyna robić rzeczy, o które wcześniej by się nawet nie podejrzewał. Dla Jeffa był to tragiczny wypadek samochodowy z udziałem jego rodziny. Od tego momentu poukładane życie Pana Picklesa zaczyna się sypać, a z nim świat wielu amerykańskich dzieci.
Nie wszyscy ludzie są okrutni i samolubni. Są wśród nas jednostki, którym zależy na dobru innych i dbają o nie w pierwszej kolejności. Brzmi to jak mit, ale zdarza się. Jeff, grany przez Carreya, jest właśnie taką osobą. Jego uprzejmość momentami drażni, ale gdy człowiek pobędzie dłużej w jego otoczeniu, nie może się na niego gniewać. Jim świetnie uchwycił ciepło postaci i świata stworzonego przez Dave Holstein. Moim zdaniem jest to jego najlepsza rola od czasu Man on the Mooni The Truman Show. Nie sili się on bowiem na slapstikowe gagi i dziwne miny jak w dużej części. Przekonuje spokojem i szczerością. Pewnie zaraz się dowiemy z jakiegoś dokumentu, że na czas trwania serialu faktycznie stał się Jeffem, jak to miało już kiedyś miejsce, dzięki czemu jest tak genialny w powierzonej roli.
Holsen, który napisał scenariusz pierwszego sezonu, jest specjalistą od ukazywania skomplikowanych związków międzyludzkich z wykorzystaniem nietuzinkowych postaci. Wystarczy wspomnieć Trawkę, I’m Dying Up Hereczy The Brink. Mam jednak nadzieję, że Kidding nie zostanie przeciągnięte do granic wytrzymałości tak jak Trawka, gdzie fajny pomysł został totalnie zmarnotrawiony, przez co nie wspominam ciepło tego serialu.
W nowej produkcji Showtime Holstein skupia się na tym, jak bardzo otoczenie jest nieczułe na krzywdę drugiego człowieka. W tym wypadku mówimy o bliskiej rodzinie, która zamiast pomagać Jeffowi uporać się z noszonym bólem, myśli tylko o programie, który tworzy i potencjalnej utracie wpływów, gdyby zdjęto go z anteny. Ojciec Seb (świetny w tej roli Frank Langella), dla którego wykreowana postać Pana Picklesa jest ważniejsza niż problemy jego własnego syna. Jego porady są proste: „napij się, prześpij się z jakąś fanką, może to pomoże”. Zero chęci zrozumienia. Ze strony siostry Deirdre (Catherine Keener) też nie ma co liczyć na wsparcie. Jej własna rodzina się rozpada, więc problemy Jeffa są dla niej praktycznie niezauważalne. Nie jest to jednak wynikiem ignorancji, a raczej problemu z radzeniem sobie z własnymi problemami. Sytuacja zaczyna ją po prostu przerastać.
Kiddingświetnie portretuje społeczeństwo i jego problemy. Ludzi, którzy nie są w stanie poradzić sobie z własnymi emocjami i szukają drugiej osoby, która mogłaby im pomóc. Użyczyć ramienia, na którym mogliby się wypłakać czy najnormalniej w świecie porozmawiać o tym, co ich gnębi. Nikt tu nie szuka rycerza na białym koniu. Wystarczy ktoś, kto nie będzie z góry oceniał.
Za reżyserię odpowiada Michel Gondry, który miał już okazję pracować z Carreyem na planie filmu Eternal Sunshine of the Spotless Mindna podstawie scenariusza Charlie Kaufman, więc doskonale wie, jak wyciągnąć z tego aktora maksimum możliwości. I to zresztą uczynił. Nie ma w tym serialu przeciągniętych scen czy niepotrzebnych i nic niewnoszących dialogów. Każda scena jest pieczołowicie dobrana jak osobny puzzel, który po połączeniu w fabule prezentuje nam piękny obraz.
Odcinki, jak w większości produkcji Holsteina, mają po 30 minut i to w zupełności wystarcza, by widza zachwycić i wzbudzić w nim apetyt na więcej. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych seriali, jaki dostaliśmy w tym roku. Dostałem dopiero cztery i z niecierpliwością czekam na więcej.