Powieści Gregory, których fabuła opiera się na wydarzeniach lat 1455-85, mają bardzo podobnie zarysowany schemat, wypadający lepiej lub gorzej w zależności od bohaterki. W Córce Twórcy Królów jest nią Anna Neville, córka Roberta Neville’a, słynącego z silnej pozycji wśród rodu Yorków. Ambitny ojciec dwóch córek za cel swojego życia obiera sobie osadzenia na tronie młodego Edwarda Yorka, którym ma w planach sterować w trakcie jego panowania. Plany niweczy mu jednak ślub podopiecznego z Elżbietą, znaną z powieści Biała królowa. Urażony i odsunięty od wpływu na rządzącego, Neville knuje kolejne spiski, w które wciąga swoje dzieci. Jedną z córek, Annę, czekają dzięki rozporządzeniom ojca dwa małżeństwa. To właśnie na nich opiera się oś powieści.

W Córce Twórcy Królów mamy charakterystyczną dla Gregory narrację pierwszoosobową, która przy dramatycznych losach Neville'ów wypada o wiele lepiej niż we wcześniejszych powieściach z tego cyklu. Jedną zaletą powieści, wynoszącą ją wyżej niż np. wspomnianą wcześniej Białą królową, jest to, co o rodzinie przekazali nam historycy. Mimo że autorka stara się pokazać przemianę Anny Neville z bezbronnego dziecka w nieufną młodą kobietę, to ekscytujące wydarzenia w jej życiu są jedynym aspektem przyciągającym uwagę czytelnika. Charakterystyka głównych postaci jest płytka, intrygi są uproszczone do oskarżeń króla o bycie bękartem, a kolejne ścięte głowy nie wywołują najmniejszego dreszczyku emocji. Ciosem w kolano wydaje się też fakt, że historia Anny Neville została opisana i wydana już po Białej królowej, więc czytelnik od pierwszej strony wie, jaki los czeka główną bohaterkę. Odbiera to urok całemu pochłanianiu powieści, bo nikt, sięgając po książkę, nie chce wiedzieć, co go z pewnością spotka na jej ostatniej kartce.

Ładnie ujętym i jedynym przekonującym wątkiem powieści są relacje siostrzane pomiędzy Anną i starszą od niej o pięć lat Izabelą. Scena, w której młoda Anna pomaga dorosłej Izabeli urodzić dziecko na statku miotanym przez fale, to tak naprawdę jedyny wstrząsający opis w całej powieści. Pozostałe, pozornie dramatyczne wydarzenia są sprowadzone do jednego, podręcznikowego wymiaru, co wywołuje sporą irytację. Mając tak świetny materiał historyczny i tak soczyste postacie, wydawać by się mogło, że autorka, kreująca się na specjalistkę od epoki, wykorzysta je do cna. Nic takiego się jednak nie dzieje. Mamy więc ładny kawałek mięsa, ale nie wychodzi z niego smaczny burger, a zaledwie mała kanapeczka, znana z jednej ze słynnych fastfoodowych sieci. Samo porównanie twórczości Gregory również można do szybkiego jedzenia sprowadzić. Połykamy czterysta stron powieści pozującej na historyczną, żeby pod koniec zdać sobie sprawę, iż przepłaciliśmy za tani romans, a do stanu najedzenia literaturą jest nam bardzo daleko.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj