Mistrzyni powieści historycznej sięga do czasów bratobójczych walk zwanych w historii Anglii Wojną Dwu Róż. Owe czasy zaciętych bojów o władzę pomiędzy dwoma zwaśnionymi rodami Yorków i Lancasterów poprzedzają epokę Tudorów.
Król Edward IV York zakochuje się w pięknej wdowie, Elżbiecie Woodville, i przed upływem miesiąca bierze ją w sekrecie za żonę. Gdy ich małżeństwo wychodzi na jaw, dostają się w sam środek walk o wpływy na królewskim dworze, gdzie muszą stawić czoło matce Edwarda. Oburzony samowolą króla hrabia Warwick, doradca Yorków, obraca się przeciwko niemu, przechodząc na stronę wrogiego obozu Lancasterów.
Elżbieta jest kochającą żoną i oparciem dla męża uwikłanego w polityczne rozgrywki. Powoduje nią namiętność, ale i ambicja - zdobywa zaszczyty dla swoich bliskich, za co przyjdzie jej wszakże zapłacić wysoką cenę. W niewyjaśnionych okolicznościach znikają w twierdzy Tower jej dwaj synowie, których losy po dziś dzień stanowią przedmiot spekulacji historyków. Philippa Gregory przedstawia portret zmysłowej kobiety o silnym charakterze, proponując jednocześnie własne, przemawiające do wyobraźni wytłumaczenie zagadki zniknięcia książąt z Tower. [opis wydawcy]
Premiera (Świat)
18 sierpnia 2009Premiera (Polska)
15 października 2010Polskie tłumaczenie
Urszula GardnerLiczba stron
480Autor:
Philippa GregoryGatunek:
HistorycznaWydawca:
Polska: Książnica
Najnowsza recenzja redakcji
Historia nakreślona przez Gregory oparta jest na prawdziwych postaciach i wydarzeniach angielskiej wojny domowej lat 1455-1485. Lancasterowie walczą z Yorkami o władzę nad Anglią, która w efekcie przypadnie Tudorom, czego wyżynające się strony nie są na szczęście świadome. Z merytorycznego, historycznego punktu widzenia, wszystkie wydarzenia odtworzone są z wiernością; postaci znane tylko z papierowych roczników historycznych zostają zgrabnie ożywione, a sam pomysł jest bardzo ciekawy. Cóż z tego, skoro książka napisana jest koszmarnie?
Główną bohaterką Białej królowej jest Elżbieta Woodville - piękna wdowa, której główną cechą jest perfekcyjność. Dla wymagającego czytelnika to pierwszy cios – bohater kreowany na idealnego powinien być przynajmniej zabawny. Niestety Elżbieta poza autoironią ma wszystko – urodę, ujmującą osobowość, ambicje i w dodatku od pierwszego wejrzenia rozkochuje w sobie przyszłego króla Anglii. Na pierwszych stronach ten bierze ją w sekrecie za żonę, a później nie wypuszcza z łóżka. Pierwsza część książki to więc tandetny romans, który od harlequinów różni się tylko okładką. Ma w sobie mniej polotu niż polskie komedie romantyczne, w dodatku napisany jest wyjątkowo topornym językiem. Aż trudno uwierzyć, że autorka, która ma tytuł doktora, jest w stanie bazować na tak małym zasobie słów. Namiętne pocałunki, wulgarne słowa, robić coś w sposób ujmujący, mieć kocie oczy, ciepłe spojrzenie, wzdychać ciężko – czytelnik ma wrażenie, że każda wypowiedź i zachowanie bohaterów są kwitowane na okrągło w ten sam sposób. Jeżeli autorka chciała napisać książkę dla niewymagających fanek romansów, to dlaczego dobudowuje do tego aurę wielkiego dzieła historycznego? Płacz i zgrzytanie zębów.
Gdy idealna i czystego serca, a dodatkowo obdarzona magicznymi zdolnościami, Elżbieta zostaję królową, akcja na szczęście odrobinę się rozpędza. Zaczynają się dworskie intrygi, stały szlagier konfliktu z teściową i pełnej zalet rodziny młodej królowej, która jako jedyna może być ostoją chwiejącego się państwa. Mimo jednak pozornego nawarstwienia spisków, w książce nic się nie dzieje. Król walczy z kolejnymi przeciwnikami, wraca, robi swojej bogobojnej królowej kolejne dziecko, później nadal walczy. I tak przez dwieście stron. Czytanie jest równie przyjemne co wizyta u dentysty. Bardziej nawet u takiego średniowiecznego, który wyrywał chorego trzonowca brudnymi obcęgami, tak by pacjent mógł później spokojnie umrzeć z powodu gangreny.
Nadzieję na kolejne obcowanie z prozą pani Gregory daje ostatnie sto stron, gdy nudny świat królowej się załamuje i musi ona walczyć o swoje dzieci. Wtedy dopiero jesteśmy w stanie dać książce zielone światło, niestety o jakieś trzysta stron za późno. Pod koniec powieści przenosimy się w końcu z nudnego romansu historycznego do prawdziwej, krwawej historii walki o władzę. Szkoda, że po tak obiecującej zmianie tempa lektura się kończy. Może kolejne pięćdziesiąt, sto stron mogłoby uratować odbiór Białej królowej.
Książka Gregory w polskim wydaniu jest reklamowana jako "idealna do filiżanki herbaty". Miłośnicy literatury wiedzą, że to zazwyczaj oznacza kryształową bohaterkę i nużącą fabułę. Wielka szkoda, że tak świetnie osadzona w autentycznych wydarzeniach historia została sprowadzona do jednowymiarowego obrazka namalowanego pastelami.