Pierwszy szok, jaki spotyka czytelniczki zapoznane z postacią Bridget Jones, to fakt, że bohaterka ponownie jest singielką. I jest to zaledwie początek długiej listy przeobrażeń, którym została poddana Bridget na przestrzeni kilkunastu lat swojego życia. Obecnie spotykamy ją w wieku lat pięćdziesięciu, z dwójką dzieci i perspektywą scenopisarskiej kariery na horyzoncie. Bridget Jones pozornie jest taka sama jak ta, którą pożegnały tłumy fanów w 1999 roku. Na nieszczęście dla tej postaci czasy Seksu w wielkim mieście to relikt przeszłości, tak jak i kobiety jej pokroju.

Czytelnik niezaznajomiony z postacią Bridget Jones podejdzie do Szalejąc za facetem jak do historii przeciętnego romansu dojrzałej kobiety z młodym chłopcem, z perypetiami rodzinnymi w tle. Książka rozbawi tam, gdzie ma rozbawić, ale problemem pozostaje to, dla kogo Fielding napisała książkę. Dla pięćdziesięciolatek? Byłoby to bardzo odważne stwierdzenie. Trudności może nastręczać utożsamianie się z Bridget ze strony jakiejkolwiek grupy wiekowej. W latach 90. Bridget była zabawną singielką, która szukała wielkiej miłości; na tle swoich gaf nadal pozostawała urocza, świeża, a jej przyjaciele sypali jak z rękawa zabawnymi uwagami na temat relacji męsko-damskich u progu nowego tysiąclecia. Obecnie te wszystkie rzeczy nadal pozornie pozostają w kontynuacji przygód Bridget, jednak zmierzone z rokiem 2014 tworzą z bohaterki karykaturę samej siebie, a na tej granicy balansowała ona już przecież piętnaście lat wcześniej. Pięćdziesięcioletnia kobieta zachowująca się jak nastolatka oraz będąca na tym samym etapie rozwoju osobistego nie jest już czarująca, ale robi się irytująca i żałosna. Krótko mówiąc: Fielding doprowadziła do sytuacji, w której trudno jest odnaleźć grupę docelową dla jej bohaterki – jej równolatki nie zachowują się w tak dziecinny sposób, a młodsze kobiety żyją w innym świecie niż Jones.

Mimo że Bridget ponownie musi odnaleźć się na rynku randkowym, to w swoim nieogarnięciu jest całkowicie odrealniona. Ma wielki dom, jest zabezpieczona finansowo, ma nianię do dzieci i grono przyjaciół gotowych w każdej chwili ją wspierać, jednak nie radzi sobie z najprostszymi rzeczami: uruchomieniem telewizora, zrobieniem dziecku kanapki, wstaniem na czas czy zrobieniem prania! To już nie jest kiepsko zorganizowana, roztrzepana singielka, tylko dorosła kobieta o zachowaniu i umyśle trzpiotki. Ze swoim kochankiem wymienia uwagi o rzyganiu, zachowuje się jak wtórna analfabetka, ale i tak nie ma problemu ze swoim życiem seksualno-uczuciowym, mimo że połowę książki spędza na użalaniu się, że go nie ma. Bridget A.D. 2014 przeistoczyła się z kobiety, z którą kiedyś chętnie wypiłybyśmy drinka, w szaloną mamuśkę, której jakimś cudem jeszcze nikt nie zabrał dzieci, chociaż bardziej niż nimi i rozwojem własnym Bridget zajęta jest "chłodem swojej sypialni". Doszło więc do całkiem zabawnej, pomijając samą treść powieści, sytuacji – dawniej Bridget mimo lekkiej formuły była broniona po części i przez feministki, i przez samców alfa. Teraz obydwie grupy mogą co najwyżej patrzeć z przerażeniem.

Kiedy w trakcie wgłębiania się w zarysowaną w bardzo prosty sposób fabułę jesteśmy przekonani, że nic już nas negatywnie nie zaskoczy, otrzymujemy chyba najbardziej seksistowską kliszę, jaką mogła wyhodować Fielding. Samotna, roztrzepana i wcale nie urocza kobieta, która kiedyś była ukochaną sławnego prawnika, teraz staje się obiektem adoracji walecznego eks-wojskowego. Najwidoczniej w 2014 roku dobrze zarabiający prawnik nie jest tak seksowny jak dobrze zarabiając wojskowy. Tak czy owak, przekaz jest jasny: jeżeli nie radzisz sobie z życiem, to musisz mieć konkretnego chłopa o prestiżowej profesji, żeby odwrócił uwagę od twoich głupstw.

Wracając do punktu wyjścia – w 1999 roku Bridget Jones skończyła swoją "pogoń za rozumem" i była postacią, którą dało się lubić. Kobiety za nią szalały, bo była tak nieperfekcyjna jak one i miała różne, poza uczuciowymi, problemy. Paręnaście lat później całe życie Bridget wydaje się w miarę solidne i dobre, ale ona sama jak piętnastolatka owe problemy sobie generuje, stając się postacią irytującą. "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść" – śpiewał Perfect. Fielding powinna odpuścić już Bridget i nie niszczyć jej posągu, który postawiła w czasach, gdy Cosmopolitan był najmodniejszym drinkiem. Fani Bridget powinni zapamiętać ją taką, jaka była na ostatnich stronach "W pogoni za rozumem". Ci, którzy jej wcześniej nie znali, mogą się skusić na lekki, pełen stereotypów romans, jakim jest Szalejąc za facetem. Swoją nową książkę Fielding co prawda zaczyna od trzęsienia ziemi, ale później tylko stacza kiedyś świetną postać w wyrwę, która powstała po owym tąpnięciu. A w momencie, w którym kończy historię, jest nam zimno i smutno, bo ktoś zbrukał popkulturowy ideał.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj