"Mother’s Little Helper" podzielono na dwa (a nawet trzy) równoległe wątki, co wyszło fabule na dobre. Sam rozwiązywał zagadkę nagłych ataków szału u spokojnych, dotąd nie wadzących nikomu ludzi. Jak się okazało, było to ściśle powiązane z przeszłością Ludzi Pisma i pierwszym samodzielnym śledztwem Henry’ego Winchestera oraz Josie. Tymczasem Dean ślęczał nad papierami, a właściwie powinien był nad nimi ślęczeć, a zamiast tego spotkał się z królem Piekieł na partyjce bilarda i wspólnym piciu przy barze. Dzięki wyrazistej grze Jensena Acklesa widać, że piętno Kaina zaczyna wywierać na Deana coraz większy wpływ. Zbliżenia na oczy Deana i jego drżącą rękę były rewelacyjne. Pierwsze Ostrze uzależnia i przyzywa go do siebie. Ćpun pozna ćpuna, jak to określił uzależniony od ludzkiej krwi Crowley.

Mark Sheppard bezbłędnie gra króla Piekieł, który mistrzowsko manipuluje Deanem. Jego sarkastyczne teksty o "kochance" czy "randce" były jak zwykle świetne. Crowley wyraźnie wykorzystuje słabości Deana, starając się zabezpieczyć sobie przyszłość i szansę na przeżycie. Testowanie Dean nie było zbyt lotne, ale zadziałało – okazało się, że starszy z Winchesterów nie pozwoli go zabić, przynajmniej na razie. Jednak ja na miejscu Crowleya bym uważała...

[video-browser playlist="635280" suggest=""]

Pomysł na "kolekcjonowanie" dusz był oryginalny, a ich uwolnienie – piękne wizualnie. Brawa dla działu efektów specjalnych. Z drugiej strony dobrze, że zagadkę rozwiązywał Sam, który niegdyś doświadczył stanu "bez duszy" i tym łatwiej rozpoznał go u innych.

Pochwała twórcom odcinka należy się zwłaszcza za retrospekcję. Sceny z 1958 roku z klasztoru pod wezwaniem św. Bonawentury były klimatyczne i nostalgiczne. Świetnie oglądało się młodego, przejętego swoją misją Henry'ego Winchestera (Gil McKinney), jak i pełną życia Josie, pierwszą w historii kobietę wśród Ludzi Pism. Alainie Huffman należy się uznanie za umiejętnie ukazanie Josie z Ludzi Pisma i Josie "całkiem nowej osoby".

Ciekawą postacią jest siostra Julia, niemy świadek zdarzeń, która przez lata żyła w poczuciu winy za ukrycie prawdy o Abaddon. Jej starsza wersja (grana przez Jenny O’Harę) wydaje się słodką starszą panią, w wolnych chwilach rozprawiającą o demonach. W przeciwieństwie do Gertrudy z "Red Sky at Morning", nie flirtowała z Samem, nie uznając randek poniżej 65 roku życia.

[video-browser playlist="635282" suggest=""]

Po kilku lepszych lub gorszych odcinkach-wypełniaczach serial skupił się w końcu na jednej z dwóch przewodnich osi fabularnych: demonach i walce z Abaddon. Bonusem był rozwijający się wątek piętna Kaina, jego wpływu na Deana i walki tego ostatniego z wewnętrznymi demonami (w tym alkoholem). Ciekawie wypadło porównanie ludzi, którzy pozbawieni dusz popadali w zwierzęce i niszczycielskie instynkty, z Deanem, który próbował zapanować nad własnym "kainowym" popędem ku zabijaniu. Patrząc na grę Jensena Acklesa, można było poczuć prawdziwe dreszcze (zwłaszcza kiedy w tle słychać było utwór "You’re No Good"). Z drugiej strony miło było ponownie zobaczyć Sama troskliwego i empatycznego, za co podziękowania należą się zarówno scenarzystom, jak i Jaredowi Padaleckiemu.

Co najważniejsze, w relacjach między braćmi widać zmianę, a nawet w pewnym stopniu powrót do przeszłości. Dean ukrywa, jak bardzo z nim niedobrze, i robi dobrą minę do złej gry, a Sam wykazuje troskę o brata. Przyznaję, że to spora ulga po zimnej wojnie, jaką Winchesterowie ostatnio ze sobą toczyli. 

Odcinek był debiutem reżyserskim Mishy Collinsa w Nie z tego świata i trzeba przyznać, że aktor odgrywający postać anioła Castiela wywiązał się z zadania znakomicie – akcja rozgrywała się płynnie oraz bez niepotrzebnych szarpnięć, i to pomimo podziału na osobne wątki. Udany debiut, dobrze rokujący na przyszłość. Podobnie jak sam odcinek.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj