Kolekcjonerka dusz
Mocną stroną Supernatural od zawsze były pełnokrwiste postacie demonów. W sezonie dziewiątym, mając do czynienia z dwójką silnych charakterów – Abaddon i Crowleyem, widzowie mogą czuć się w pełni usatysfakcjonowani. Podczas gdy zdegradowany król Piekła stawia na przebiegłość i manipulację, Abaddon zmierza do zwycięstwa siłą, próbując stworzyć armię przyboczną z porwanych i przemienionych dusz. Przypomina to odrobinę Saurona i tworzenie armii orków – wszak i orkowie byli niegdyś elfami.
Mocną stroną Supernatural od zawsze były pełnokrwiste postacie demonów. W sezonie dziewiątym, mając do czynienia z dwójką silnych charakterów – Abaddon i Crowleyem, widzowie mogą czuć się w pełni usatysfakcjonowani. Podczas gdy zdegradowany król Piekła stawia na przebiegłość i manipulację, Abaddon zmierza do zwycięstwa siłą, próbując stworzyć armię przyboczną z porwanych i przemienionych dusz. Przypomina to odrobinę Saurona i tworzenie armii orków – wszak i orkowie byli niegdyś elfami.
"Mother’s Little Helper" podzielono na dwa (a nawet trzy) równoległe wątki, co wyszło fabule na dobre. Sam rozwiązywał zagadkę nagłych ataków szału u spokojnych, dotąd nie wadzących nikomu ludzi. Jak się okazało, było to ściśle powiązane z przeszłością Ludzi Pisma i pierwszym samodzielnym śledztwem Henry’ego Winchestera oraz Josie. Tymczasem Dean ślęczał nad papierami, a właściwie powinien był nad nimi ślęczeć, a zamiast tego spotkał się z królem Piekieł na partyjce bilarda i wspólnym piciu przy barze. Dzięki wyrazistej grze Jensena Acklesa widać, że piętno Kaina zaczyna wywierać na Deana coraz większy wpływ. Zbliżenia na oczy Deana i jego drżącą rękę były rewelacyjne. Pierwsze Ostrze uzależnia i przyzywa go do siebie. Ćpun pozna ćpuna, jak to określił uzależniony od ludzkiej krwi Crowley.
Mark Sheppard bezbłędnie gra króla Piekieł, który mistrzowsko manipuluje Deanem. Jego sarkastyczne teksty o "kochance" czy "randce" były jak zwykle świetne. Crowley wyraźnie wykorzystuje słabości Deana, starając się zabezpieczyć sobie przyszłość i szansę na przeżycie. Testowanie Dean nie było zbyt lotne, ale zadziałało – okazało się, że starszy z Winchesterów nie pozwoli go zabić, przynajmniej na razie. Jednak ja na miejscu Crowleya bym uważała...
[video-browser playlist="635280" suggest=""]
Pomysł na "kolekcjonowanie" dusz był oryginalny, a ich uwolnienie – piękne wizualnie. Brawa dla działu efektów specjalnych. Z drugiej strony dobrze, że zagadkę rozwiązywał Sam, który niegdyś doświadczył stanu "bez duszy" i tym łatwiej rozpoznał go u innych.
Pochwała twórcom odcinka należy się zwłaszcza za retrospekcję. Sceny z 1958 roku z klasztoru pod wezwaniem św. Bonawentury były klimatyczne i nostalgiczne. Świetnie oglądało się młodego, przejętego swoją misją Henry'ego Winchestera (Gil McKinney), jak i pełną życia Josie, pierwszą w historii kobietę wśród Ludzi Pism. Alainie Huffman należy się uznanie za umiejętnie ukazanie Josie z Ludzi Pisma i Josie "całkiem nowej osoby".
Ciekawą postacią jest siostra Julia, niemy świadek zdarzeń, która przez lata żyła w poczuciu winy za ukrycie prawdy o Abaddon. Jej starsza wersja (grana przez Jenny O’Harę) wydaje się słodką starszą panią, w wolnych chwilach rozprawiającą o demonach. W przeciwieństwie do Gertrudy z "Red Sky at Morning", nie flirtowała z Samem, nie uznając randek poniżej 65 roku życia.
[video-browser playlist="635282" suggest=""]
Po kilku lepszych lub gorszych odcinkach-wypełniaczach serial skupił się w końcu na jednej z dwóch przewodnich osi fabularnych: demonach i walce z Abaddon. Bonusem był rozwijający się wątek piętna Kaina, jego wpływu na Deana i walki tego ostatniego z wewnętrznymi demonami (w tym alkoholem). Ciekawie wypadło porównanie ludzi, którzy pozbawieni dusz popadali w zwierzęce i niszczycielskie instynkty, z Deanem, który próbował zapanować nad własnym "kainowym" popędem ku zabijaniu. Patrząc na grę Jensena Acklesa, można było poczuć prawdziwe dreszcze (zwłaszcza kiedy w tle słychać było utwór "You’re No Good"). Z drugiej strony miło było ponownie zobaczyć Sama troskliwego i empatycznego, za co podziękowania należą się zarówno scenarzystom, jak i Jaredowi Padaleckiemu.
Co najważniejsze, w relacjach między braćmi widać zmianę, a nawet w pewnym stopniu powrót do przeszłości. Dean ukrywa, jak bardzo z nim niedobrze, i robi dobrą minę do złej gry, a Sam wykazuje troskę o brata. Przyznaję, że to spora ulga po zimnej wojnie, jaką Winchesterowie ostatnio ze sobą toczyli.
Odcinek był debiutem reżyserskim Mishy Collinsa w Nie z tego świata i trzeba przyznać, że aktor odgrywający postać anioła Castiela wywiązał się z zadania znakomicie – akcja rozgrywała się płynnie oraz bez niepotrzebnych szarpnięć, i to pomimo podziału na osobne wątki. Udany debiut, dobrze rokujący na przyszłość. Podobnie jak sam odcinek.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakPoznaj recenzenta
Dawid RydzekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat