Komu zginął trup? to druga część przygód natury kryminalnej przeżywanych przez introwertycznego patomorfologa Jeremiasza Organka i niezwykle ekstrawertycznej, rudowłosej i ognistej z charakteru Lindy Miller. Wspólna wyprawa na zjazd zabytkowych samochodów ukochanym przez Jeremiego Mercedesem 280 SL w kolorze tunis beige, pieszczotliwie zwanym Kazikiem, sprawia, że na drodze panny Lindy ponownie stanie trup – tym razem wpakowany do bagażnika jej świeżo odziedziczonego po źle wspominanym byłym narzeczonym czerwonego Chevroleta Corvette z 1969 roku. Trup trupem, radość z auta niepomierna, ale najgorszy okazuje się fakt, że panna Miller nie może pognębić swojego byłego zjawiskową urodą i nie mniej zjawiskową, acz ciut niewygodną suknią w kolorze szmaragdu. A to z tego prostego powodu, że były narzeczony odumarł, a przynajmniej wszystko (a zwłaszcza wykonujący ostatnią wolę denata starszy nobliwy prawnik) na to wskazuje. Sprawa nieznanego nikomu trupa w bagażniku skutkuje odwołaniem urlopu nieszczęsnego komisarza Bączka, kompulsywnym pochłanianiem kolejnych pączków przez nadinspektora Wilczyńskiego oraz rozpaleniem do białości wrodzonej wścibskości panny Miller. Kobieta – niepomna na poprzednią sprawę z trupem – z szaloną energią i wbrew woli policjantów próbuje rozwikłać kolejną zagadkę, związaną zarówno z denatem samochodowym, jak i nagłą a niespodziewaną śmiercią jej byłego narzeczonego o niezwykłym imieniu Ajax, nadanym mu przez rodziciela, milionera i miłośnika klubu piłkarskiego.
Źródło: Mięta
Śledztwo, zarówno to oficjalne, jak i domorosłe duetu Miller–Organek, zatacza coraz szersze kręgi. Prowadzi czytelnika przez Dolny Śląsk, ze szczególnym uwzględnieniem zamków i pałaców, w tym przepięknego Pałacu Książęcego we Wleniu, barokowych obrazów Michaela Willmana, tajemniczej, wciąż nie do końca rozwiązanej zagadki kryminalnej Krwawych Walentynek z początku XX wieku i krótkiego wykładu z toksykologii stosowanej. Po tym ostatnim czytelnik z niepokojem zacznie rozglądać się po najbliższym ogrodzie, wypatrując rącznika pospolitego – rośliny pięknej, a jednocześnie niezwykle zabójczej.
Aspekt kryminalny toczy się gładko i z polotem, ale nawet gdyby tak nie było, olbrzymim plusem większości powieści Małgorzaty Starosty – w tym Komu zginął trup? – pozostaje ironiczny, wszędobylski humor, wyzierający nie tylko z opisów, ale i z dialogów między bohaterami. Nie sposób nie uśmiechnąć się, czytając o perypetiach nadzwyczaj spokojnego i lekko wycofanego patologa Jeremiasza i mocno kontrastującej z jego opanowaniem szalonej panny Lindy (czasami aż za bardzo szalonej, ale widocznie taki jej urok). Gdyby takim językiem opisać książkę telefoniczną, czytałoby się ją z wypiekami na twarzy. Dlatego ma się nadzieję, że na drugiej części przygód się nie skończy, a Małgorzata Starosta powróci do swoich bohaterów i z impetem rzuci im kolejne kłody – a raczej trupy – pod nogi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj