Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz to pod wieloma względami film zupełnie inny niż poprzedni przedstawiciele kinowego uniwersum Marvela. Obraz jest przede wszystkim soczystym konspiracyjnym thrillerem, w którym czuć emocje i wręcz namacalne napięcie. Twórcy obiecywali inspirację najlepszym kinem lat 70. i czuć to nadzwyczajnie podczas seansu. Świetne pościgi, dobra akcja i nieźle zawiązana intryga powodują, że nie jest to kolejna lekka, momentami głupkowata rozrywka, ale film, który w pewnej chwili ogląda się, siedząc na skraju fotela. Zimowy żołnierz zaskakuje poważniejszym i dojrzalszym tonem, nierozrzedzanym czerstwymi żartami wciśniętymi w momentach, w których trzeba zachować powagę. To prawdopodobnie pierwszy film Marvela, w którym scen humorystycznych jest tak niewiele, a kiedy już się pojawiają, są wykorzystane bardzo umiejętnie i dobrze działają. Wszystko to zasługa wyśmienicie dopracowanego scenariusza, w którym brak miejsca na absurdy, przesadne naciągnięcia (poza niektórymi wynikającymi z konwencji) czy zwyczajne zapychacze. Każda scena ma znaczenie dla fabuły lub relacji pomiędzy bohaterami.

Steve Rogers nie miał jeszcze czasu przyzwyczaić się do nowego życia. Po pojawieniu się w teraźniejszości został rzucony w wir walki podczas różnych misji i nie miał kiedy poznać współczesnego świata. Rogers to człowiek z innej epoki, dla którego liczą się takie wartości jak dobro, honor, uprzejmość czy słowność. Nie może on odnaleźć się w czasach, w których królują odcienie szarości i do końca nie wiadomo, kto jest wrogiem. Nadrabianie zaległości ("Gwiezdne Wojny"!) nie sprawi nagle, że wewnętrzny dylemat moralny Rogersa zostanie stłumiony. Jest to jeden z ważniejszych aspektów Zimowego żołnierza, który rozwija bohatera i nadaje jego życiu sens. Cechy postaci oraz amerykański patos są wpisane w kod genetyczny tego filmu i twórcy rozsądnie z nich korzystają. Gdyby któregoś z tych elementów nie było w filmie o Kapitanie Ameryce, prawdopodobnie można byłoby po prostu odczuć ten brak.

Pojawienie się Falcona początkowo wydaje się niepotrzebne, a nawet wymuszone. Twórcy szybko wyprowadzają z błędu, pokazując, jak niektóre zwyczajne sceny mają tutaj znaczenie. Falcon w wykonaniu Anthony'ego Mackie'ego spełnia oczekiwania, stając się ciekawym dodatkiem do grona bohaterów uniwersum. Brawa dla speców od castingu, bo Mackie ma fantastyczną ekranową chemię z Chrisem Evansem. Ten duet sprawia, że ich wspólne sceny działają perfekcyjnie.

Fabularnie najnowsza produkcja Marvela jest najbardziej autentyczna i rzeczywista ze wszystkich. Nie mamy tutaj kosmitów ani żadnych nadnaturalnych istot, ale tematykę związaną z inwigilacją rządu i moralnymi aspektami zachowania pokoju na świecie. Takim sposobem twórcy biorą "zwyczajną" historię z konspiracyjnego thrillera i mieszają ją z komiksową nutką, tworząc nadzwyczajny efekt. Wszystko tutaj się zazębia, pobudza ciekawość i zapewnia wielkie emocje. Prawdopodobnie po raz pierwszy w uniwersum Marvela (nie licząc Lokiego) postacie tych "złych" są w końcu wyraziste, charyzmatyczne i zapadają w pamięć.

Standardem Marvela staje się kiepskie 3D, które dotychczas w żadnym ich filmie nie wyrastało ponad przeciętność. Tutaj jest z tym nawet gorzej niż w poprzednich dwóch odsłonach drugiej fazy, gdyż bracia Russo stosują dość dynamiczną pracę kamery i czasem szybszy montaż podczas akcji. Takie sceny w 3D wyglądają bardzo źle, gdyż łatwo mogą wywołać ból oczu nawet u osób, które z tą technologią problemu nie mają. Po raz kolejny trójwymiar jest zrobiony po linii najmniejszego oporu. 

Bracia Russo oferują kawał dobrze zrealizowanej akcji, która oparta jest na znakomitych pościgach, strzelaninach i walce Kapitana z tytułowym żołnierzem. Czasem razi zbyt chaotyczna praca kamery, kiedy można byłoby pokazać coś spokojnie, a przez to też efektownej. Z bardziej przemyślanymi zdjęciami i odrobinę wolniejszym montażem wszystko sprawiałoby lepsze wrażenie, a pewne sceny aż prosi się pokazać z innych kątów i trochę wolniej, by podziwiać pracę kaskaderów. Są to jednak drobiazgi niewpływające na całokształt.

Nowe przygody Kapitana Ameryki mają przede wszystkim kluczowe znaczenie dla całej dynamiki uniwersum Marvela. Poza faktem, że po raz pierwszy studio wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i tworzy film poważniejszy oraz dojrzalszy, fabularnie zmienia się bardzo dużo. Powiem tylko, że jest to ruch niezwykle zaskakujący i zarazem szalenie satysfakcjonujący. Pojawia się też bardzo ważny smaczek zapowiadający jedną z postaci z trzeciej fazy. Znakomicie też prezentuje się pierwsza scena po napisach, która wprowadza w Avengers: Age of Ultron.

Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz pozytywnie zaskakuje, ponieważ Marvel oferuje nam błyskotliwą mieszankę konspiracyjnego thrillera w klimacie Trzech dni kondora (twórcy wymieniali ten film jako inspirację) z kinem komiksowym. Efektem jest diabelnie satysfakcjonująca produkcja rozrywkowa i najlepszy "film jednego bohatera" w kinowym uniwersum Marvela.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj