Na festiwalu w Wenecji pokazano po raz pierwszy nowy film Netflixa - Król w reżyserii Davida Michôda. Jak wyszedł? Przeczytajcie naszą recenzję.
Po roli Elio w
Tamte dni, tamte noce Timothée Chalamet został obwołany objawieniem. Dobrą passę podtrzymał wspaniałym
Lady Bird Grety Gerwig. Kolejne wybory były ciekawe, ale słabiej przebijały się do publiczności. Na przykład rola narkomana Nicka Sheffa w
Moim pięknym synu – wymagająca, złożona, ale zagubiona w nie do końca spełnionym filmie. Marzenie wielu aktorów, czyli rola u Woody’ego Allena, obróciło się w koszmar. Oskarżenia wobec reżysera sprawiły, że
Pewnego deszczowego dnia w Nowym Jorku wycofano w wielu krajach z dystrybucji. Sam Chalamet odciął się od dawnego mistrza, a swoją gażę przekazał na antyprzemocowe i równościowe organizacje Time’s Up, RAINN i centrum L.G.B.T. w Nowym Jorku.
Dobra passa Timmy’ego znowu jednak powraca. Już na jesieni premiera wyczekiwanych
Małych kobietek Gerwig (Chalamet gra Theodora 'Laurie' Laurence’a). W ostatnich fazach postprodukcji jest nowa
Diuna Denisa Villeneuve’a. Wkrótce rozpoczną się też zdjęcia do drugiej części zmysłowej włoskiej opowieści Guadagnino. Tymczasem już za kilka miesięcy na platformę Netflix trafi
The King, w którym młody Amerykanin wcielił się w króla Henryka V. Korona dawno nie wyglądała tak dobrze.
Film
Davida Michôda (
Królestwo zwierząt,
Rover) jest luźno oparty na szekspirowskich
Henryku IV i
Henryku V. Jednak jak przyznają twórcy, podczas pisania scenariusza pozwolili sobie na pełną dowolność, materiał literacki i historyczny traktując jako punkt wyjścia. Obserwujemy losy młodego Hala, syna króla-uzurpatora Henryka IV. Drogi Hala (to też drugie imię Chalameta!) i jego ojca rozeszły się już dawno temu. Tyrania i egotyzm króla budzą w młodym chłopaku obrzydzenie. Smutek i frustrację zalewa sporymi ilościami wyskokowych trunków, żyje z dnia na dzień. Na każdym kroku towarzyszy mu jedyny prawdziwy przyjaciel, niegdyś legenda wojska, dziś samotnik z wyboru, sir John Falstaff. Grający go
Joel Edgerton jest znany szerzej jako aktor (
Wielki Gatsby,
Exodus: Bogowie i królowie), ale od dłuższego czasu mocno angażuje się także w reżyserię. Jest zarówno producentem Króla jak i współautorem scenariusza.
W wyniku nieoczekiwanego obrotu spraw antymonarchistyczny Hal będzie musiał włożyć koronę. Już jako Henryk V zderzy się z wieloma przeciwnościami losu: interesowną zgrają knujących pomocników, wściekłością głodnego ludu, groźbą wojny ze strony Francji. Czy jego pacyfistyczne przekonania mają miejsce na tej krwawej arenie? Nowa funkcja, a następnie wielka wojenna wyprawa staną się dla chłopaka przyspieszoną lekcją dojrzewania. Okazją do zastanowienia się, jakim przywódcą – i jakim mężczyzną – chce i może się stać.
Dyrektor castingu, Des Sampson, podjął świetną decyzję, obsadzając w głównej roli Chalameta. Ekranowa transformacja z beztroskiego chłopaka w mężczyznę staje się symboliczna w kontekście aktora jeszcze niedawno określanego mianem „bożyszcza nastolatek”. Chalamet jest charyzmatyczny, inteligentny, autentyczny. Pozostaje widoczny mimo otaczającego go wianuszka najbardziej charakterystycznych twarzy –
Ben Mendelsohn,
Sean Harris,
Andrew Havill. Przezabawny epizod zalicza w
Królu Robert Pattinson w roli sadystycznego, egotystycznego Delfina Francji. Występ Brytyjczyka to wisienka na torcie, ale cały film Michoda, mimo mrocznej tematyki, niepozbawiony jest humoru i ironii.
Król niby opowiada znaną historię, ale udaje mu się budować napięcie, zaskakiwać. Stylizacja dialogów i lokalne akcenty są delikatne, charakterystyczne, ale nie hermetyczne. Utrzymany w palecie zimnych błękitów i szarości obraz jest bardzo mocnym atutem
Króla. Pomaga budować atmosferę napięcia, wyobcowania. Kontrastują z tym sceny rozgrywające się w bogatych pałacowych wnętrzach, utrzymane w odcieniach brązu, złota, purpury. Fenomenalnie zrealizowano sceny bitewne. Momentami kłębiące się w błocie zbroje i ciała przeobrażają się w obraz niemal abstrakcyjny. Jak rój much, nieustannie poruszające się mrowisko. Podczas konferencji Edgerton wyraził uznanie dla Michoda. Żartował, że niektóre z tych scen były tak trudne, że bardzo cieszył go fakt, iż tym razem to nie on zasiadał na reżyserskim stołku. Chalamet pierwszy raz grał rolę także fizyczną. Walka wręcz, starcie na miecze. Mimo chłopięcej, pająkowatej fizjonomii wypada w tych sekwencjach bardzo wiarygodnie.
Kiedy w mediach pojawiła się informacja o filmie
Król jednym z najczęściej pojawiających pytań było: Czy ten film pozwoli wrócić na tron Timothee Chalametowi? Odpowiedź brzmi: tak.
Król na Netflixie już od listopada. Jest na co czekać, choć mam cichą nadzieję, że film zostanie – tak jak w ubiegłym roku
Roma wprowadzony do limitowanej dystrybucji kinowej. W tym przypadku wielki ekran jest niezaprzeczalnym atutem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h