Kronika świąteczna 2 to kontynuacja głośnego filmu familijnego z 2018 roku. Jak wypada sequel? Oceniam.
Kronika świąteczna to pełna ciepła opowieść gwiazdkowa, która zadebiutowała w 2018 roku. W roli Świętego Mikołaja wystąpił charyzmatyczny
Kurt Russell, zaś w dwójkę rodzeństwa, które przez przypadek stanęło na jego drodze, wcielili się
Darby Camp (Kate) i
Judah Lewis (Teddy). Dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części (dokładnie tyle samo minęło w świecie przedstawionym), drogi Świętego Mikołaja i nieco starszych już dzieciaków ponownie się przetną – tym razem jednak problemem nie będzie zagubiony wór z prezentami, a podstępny wróg, który chce zrobić wszystko, by zepsuć Gwiazdkę już na zawsze.
Choć opis fabuły może brzmieć porywająco i sugerować jeszcze bardziej szaloną przygodę niż ta z części pierwszej,
Kronika świąteczna 2 w praktyce wypada znacznie gorzej niż jej poprzednik. Film przede wszystkim spełnia rolę edukacyjną – na każdym kroku czuć, że jego adresatem są najmłodsi widzowie. Z ust bohaterów słychać oczywiste prawidła i pompatyczne morały; kolejne wydarzenia uczą nas, że nie warto się obrażać i zachęcają do tego, by zawsze wierzyć w siebie i czynić dobro. Wartości, jakie reprezentuje nowy film, są bardzo banalne – i zapewne nie byłoby w tym nic złego (ba – byłoby to nawet oczekiwane), gdyby już pierwsza część nas do tego przygotowała. Tymczasem magiczna i pełna serca (a przynajmniej w mojej opinii) przygoda z 2018 roku podniosła poprzeczkę na przyzwoity, dobry poziom, a jej sequel – niestety - nie jest w stanie mu dorównać, nawet mimo tego, że atrybuty świąteczne wylewają się tu z ekranu na potęgę.
Zanim przejdziemy do szczegółów, należy wspomnieć, że tegoroczny film wprowadza tym razem kilku nowych bohaterów - pojawiają się Bob (
Tyrese Gibson), partner matki Kate i Teddy’ego (czytaj: nowa perspektywa na kwestię nieżyjącego ojca i tym samym nowy problem do ułożenia sobie w głowie przez Kate) i jego kilkuletni syn Jack (
Jahzir Bruno, który – co bardzo miło stwierdzić – odnajduje się w swojej roli świetnie i momentami kradnie show). Co ważne, tym razem to właśnie Jack u boku Kate przeżyje wielką przygodę świąteczną – Teddy zostaje odsunięty na najdalszy wręcz plan, a cała misja spoczywa na młodszych barkach. Większą rolę w filmie otrzymuje tymczasem Pani Mikołajowa, którą poznaliśmy na końcu części pierwszej –
Goldie Hawn dzielnie partneruje Kurtowi Russellowi; razem kreują bardzo zgrany i autentyczny duet (i z pewnością duża w tym zasługa faktu, że prywatnie aktorzy również tworzą parę). Pani Mikołajowa wprowadza do fabuły nieco więcej matczynego ciepła i zarazem kobiecej siły – i bynajmniej nie czuć, że jej wątek został rozszerzony niepotrzebnie. Postać bardzo dobrze uzupełnia nieco porywczego i wciąż rock’n’rollowego Mikołaja, a dodatkowo generuje jeszcze więcej magii gwiazdkowej – na garnuszku u Mikołajowej pachnie świętami nawet bardziej niż w pełnych prezentów saniach jej męża.
Jest jeszcze jeden bohater, który pojawia się po raz pierwszy – mowa o Belsnickelu (
Julian Dennison), czyli ludzkiej wariacji na temat Grincha. To właśnie jego celem jest zepsucie - tegorocznych i wszystkich następnych - świąt. Co prawda, historia tego bohatera zostaje nam przedstawiona, jednak i tak zupełnie nie rozumiem jego motywacji. Postać strasznie irytuje, jest zupełnie antypatyczna. I choć ma stanowić zagrożenie, ani przez moment nie wzbudza strachu czy choćby zaniepokojenia. Od samego początku Belsnickel przedstawiony jest nam jako naburmuszony nastolatek, który wszedł w fazę buntu – i prawdopodobnie dokładnie taki obraz był zamierzeniem twórców. Jednak jeśli mamy go rozpatrywać w kategoriach czarnego charakteru, wypada naprawdę słabo. Chłopak wziął się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak (gdy w retrospekcjach przybliżona zostaje nam jego odyseja, logika filmu trochę kuleje); z całego serca nienawidzi ludzi (Bóg jeden raczy wiedzieć dlaczego); sam nie wie, co tak naprawdę chce osiągnąć, niszcząc święta,
a gdy w końcu się nad sobą zastanowi, nagle doznaje olśnienia i tak po prostu przestaje być zły – mam wrażenie, że czegoś takiego nie kupią nawet dzieci. Tymczasem ja, która przygotowałam się na kolejną fajną świąteczną przygodę z szalonym Mikołajem, postrzegam wprowadzenie tak banalnej postaci jako trochę żenujące i czuję, że nie potraktowano mnie jako widza poważnie.
Jeśli zaś chodzi o sam "klimat świąteczny" (w najbardziej dosłownym tego określenia znaczeniu), sequel pod wieloma względami przebija
Kronikę świąteczną z 2018 roku. Powód jest prosty – lwią część akcji osadzono w wiosce Świętego Mikołaja, gdzie każdy najdrobniejszy rekwizyt aż emanuje gwiazdkową magią. Choinki, świecidełka, zabawki w pracowni elfów, pięknie zapakowane prezenty, bombki, śnieg, słodkości, potrawy świąteczne, ogień trzaskający w kominku – wszystko to, co może wizualnie kojarzyć się ze świętami, rzeczywiście jest obecne w kadrach; w ten film można patrzeć jak w obrazek. I gdyby nie fakt infantylnej fabuły i niedopracowanych postaci, pewnie mogłoby być naprawdę smacznie, ale niestety - w przypadku części drugiej, mamy do czynienia z typowym przerostem formy nad treścią. Choćby nie wiem jak wielka była choinka i jak jasna gwiazda na jej szczycie, w obliczu tak kiepsko rozpisanej historii to wszystko po prostu wydaje się wydmuszką.
Kronika świąteczna 2 to słabsza kontynuacja naprawdę dobrej pierwszej części. Na poprzedniej odsłonie tej serii bawiłam się świetnie – film był wyraźnie dedykowany całym rodzinom, twórcy nie szczędzili szalonych scen i żartów, które naprawdę bawiły, a przygoda, którą przeżywali główni bohaterowie, po prostu była ciekawa. Tymczasem tutaj, choć potencjał był nieporównywalnie większy (wioska Świętego Mikołaja pozwala na naprawdę dużo, a wprowadzenie do fabuły zagrożenia z zewnątrz mogło dodać całej akcji zdecydowanych rumieńców), wszystko zostało poprowadzone bezpiecznie, przewidywalnie i bez większych emocji. Słowa pochwały za warstwę wizualną i dźwiękową, które zostały dopracowane w najmniejszym detalu oraz wielki plus za duet Hawn-Russell (a zwłaszcza Russell-Russell – aktor został chyba stworzony do tej konkretnej roli i wypada po prostu znakomicie). Poza tym – średnio. Film nie ma do zaoferowania nic więcej niż ładne świąteczne dekoracje – a szkoda, bo część z 2018 roku udowodniła, że te wcale nie są potrzebne, by stworzyć wyjątkową i pełną serca opowieść.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h