Cykl Joseph DelaneyKroniki Gwiezdnej Klingi jest kontynuacją słynnych, 13-częściowych Kronik Wardstone o siódmym synu siódmego syna, młodziutkim stracharzu walczącym z istotami z Mroku. Można rzec, że kontynuacją godną – bezpretensjonalną, młodzieżową fantasy, niepozbawioną oryginalności, choć z ową oryginalnością aż tak nie przesadzającą. Standardowo, zarówno w Kronikach Wardstone, jak i Kronikach Gwiezdnej Klingi mamy do czynienia z młodymi, obdarzonymi specyficznymi mocami bohaterami, wyprawą w nieznane, walką ze złymi magami i jeszcze gorszymi bóstwami. Dodatkowo w tle Kronik Gwiezdnej Klingi przewija się wątek niezwykłego, niezwyciężonego miecza. Wydawałoby się – stereotypowo, a jednak…
Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a szczegóły u Delaneya bywają całkiem interesujące. Młodzi bohaterowie są niezwykli nie tylko z uwagi na urodzenie, ale przede wszystkim na zajęcie, którym się parają. Są stracharzami, czyli ludźmi zajmującymi się zwalczaniem zagubionych duchów, podłych wiedźm różnego autoramentu i stworami z Mroku, prześladującymi spokojne wioski, na usługach których pozostają (bowiem nie są wolnymi strzelcami jak wiedźmini, lecz rzemieślnikami z godnością wykonywującymi swoją profesję). Pojawiające się na kartach powieści stworzenia Mroku są różnorodne (ujmuje zwłaszcza rozmaitość wiedźm), bogowie starzy i zupełnie nowi, a Gwiezdna Klinga niezbyt nachalna (przynajmniej mniej niż jedyny pierścień władzy).
W A New Darkness młody, 18-letni stracharz Tom Ward, który sam dopiero co ukończył terminy nie bez oporów przyjmuje na naukę pierwszą w dziejach dziewczynę stracharza, siódmą córkę siódmej córki, Jenny. Jakby okolicznych stworów Mroku było mało, okazuje się, że królestwo nawiedzają Kobolosi, wrogie plemię w przeważającej części magicznych na pół zwierząt na pół ludzi, które planuje eksterminację wszystkich ludzi. Cóż, może nie wszystkich – kobiety planują uwięzić i zniewolić, jako że swoje unicestwili. Zaczynają niespiesznie od pojedynczego maga zwiadowcy i jego nikczemnych eksperymentów. Bohaterowie i towarzysząca im wiedźma zabójczyni będą mieli do czynienia z potworami straszniejszymi niż dotychczas, a z czasem zagrożenie zawiedzie ich daleko od znajomych okolic (walczącym na pograniczu książę Stanislaw z Polyzni był miłym zaskoczeniem). Wiedźma zabójczyni Grimalkin rozgrywa własną grę, Tom Ward przyjmuje wyzwanie Kobolosa, Gwiezdna Klinga wkracza do gry i… nie przydaje się na nic.
W The Dark Army poznajemy nieco więcej z przeszłości głównego bohatera, który dochodzi do siebie po śmiertelnej porażce tylko po to, by wziąć udział w prawdziwej wojnie między ludźmi a Kobolasami i ich nowym bogiem (który miał wskrzesić koboloskie kobiety, a zamiast tego zapragnął unicestwić ludzkość). Przy jego boku trwa uczennica Jenny, wiedźma zabójczyni Grimalkin i jego dawna ukochana Alice, która została wiedźmą, ale nadal pomaga w walce z Kobolosami. Tym razem Gwiezdna Klinga sprawuje się znakomicie i pozwala przetrwać niejedno, zapewniając +10 do mistrzostwa w walce. Po czym w połowie powieści dokonuje się niewdzięczna wolta scenariusza i bohaterowie znienacka i bez większego sensu porzucają epickie bitwy i ostatni szaniec ludzkości, by wrócić do swojego królestwa i zająć się zwykłymi, stracharskimi sprawami. Spotkanie z kolejnym, obowiązkowo złym bogiem Golgothem kończy się paktem z nieco przyjaźniejszym bóstwem oraz tradycyjnie czyjąś niespodziewaną śmiercią.
Nawiasem mówiąc, sądząc po zakończeniach wszystkich przełożonych części cyklu, Joseph Delaney lubi pod koniec każdej z nich uśmiercać jednego ze swych bohaterów w ramach deseru lub wisienki na torcie, by w następnej części wskrzesić go cudownym sposobem i nie do końca w tej postaci, w jakiej odszedł.
W Mrocznej zemście wiedźma zabójczyni trafia do krainy Mroku, ale próbuje się z niej wydostać, zabijając nieprzyjazną Hekate i przejmując jej moce, dzięki którym może nocami wracać na ziemię, by zabijać nieprzyjaciół (czego więcej może pragnąć wiedźma zabójczyni?). Tymczasem Tom Ward i jego uczennica Jenny, nadal nie przejmując się inwazją Kobolosów, jakby nie dotyczyła ich królestwa, zajmują się wiedźmami wodnymi i skeltami, by wreszcie stanąć oko w oko z koboloską magią tworzącą tulpy (tak, drodzy bohaterowie Deleneya, jeśli porzucacie wojnę ze Złymi, nie oznacza to, że Źli o was zapomną). Gwiezdna Klinga ponownie ujawni swoją moc, tak potrzebną w walce z bogiem Kobolosów i złym magiem, by zniknąć jak sen złoty. Cykl Kronik Gwiezdnej Klingi wyjątkowo lubuje się w podłych bogach i jeszcze gorszych magach - co prawda opis Tulkusa, jak i plastyczna scena wywlekania jego duszy zawartej w oślizgłym, cielesnym worku były bardzo plastyczne. A jeśli czytelnik tęsknił za uśmiercaniem jednego z bohaterów na koniec każdej części Delanay’a, nie zawiedzie się i tym razem, a nawet zostanie usatysfakcjonowany podwójnie (mimo że druga natura Toma Warda po raz wtóry uratuje mu życie).
W The Dark Assassin nie wszystko kończy się szczęśliwie, co wydaje się… dużym zaskoczeniem. Jak wspominałam – diabeł tkwi w szczegółach, a powieści Josepha Delaney’a, mimo wielu podobieństw do standardowej fantasy dla młodzieży, różnią się smakowitymi szczegółami. Poza tym zawsze można mieć nadzieję, że to nie koniec opowieści i ci, którzy zginęli, powrócą, by znowu walczyć ze złem. W razie czego, pamiętajcie, że sól, żelazo i jarzębina są dobre na wszystko. A jeśli ich zabraknie – sięgnijcie po Gwiezdną Klingę, nawet jeśli rozsypała się w proch i pył. Ona także może powrócić.
Wydawnictwo Jaguar zleciło tłumaczenie trzech części Kronik Gwiezdnej Klingi Paulinie Braiter, więc – jak wszystkie jej przekłady, jest znakomite. Okładki (Two Dots) bez zarzutu, choć powalają, dobry skład, właściwe proporcje tekstu. Trochę szkoda, że chociaż zachowano typografię Magdaleny Zawadzkiej, w Mrocznej zemście zabrakło niewielkich, czarno-białych grafik autorstwa Davida Wyatta towarzyszących tytułom rozdziałów w poprzednich częściach, które dodawały tekstom uroku.