Miłośnicy James Franco mogli się czuć nieco niedopieszczeni, oglądając drugi sezon serialu Kroniki Times Square.  Mimo że aktor występuje w podwójnej roli, nie miał zbyt wielu okazji, aby błysnąć talentem na małym ekranie. Bieżący odcinek nadrabia zaległości z nawiązką, choć tym razem  Frankie pojawia się jedynie w tle. Głównym bohaterem jest Vinnie, który wyrusza w podróż, aby w spokoju przemyśleć swoją obecną sytuację. Jego układy z mafią stają się coraz bardziej niebezpieczne. Vinnie czuje zaciskającą się wokół jego szyi pętlę. Zamiast prowadzić podrzędne domy publiczne i salony, wolałby się ustatkować i wraz z Abby zaplanować przyszłość. Niestety nie jest prosto uciec od tego świata, o czym Martino boleśnie przekonuje się w końcówce. Podróż Vincenta to ciekawa odskocznia od bieżącej linii fabularnej. Możemy nieco odpocząć od stęchłego nowojorskiego powietrza i delektować się innymi okolicznościami przyrody. Wraz z bohaterem, który postanawia sprawdzić, czy byłby w stanie prowadzić inne życie, odbywamy podróż po Ameryce, jakiej wcześniej w tym serialu nie widzieliśmy. Wątek Martino przerywany jest innymi historiami, w których zostajemy wrzuceni z powrotem do brudnej rzeczywistości pełnej alfonsów, prostytutek i ludzi wątpliwych moralnie. Tym samym serial Kroniki Times Square pokazuje dwie Ameryki – obie autentyczne i wiarygodne. Do tego jeszcze odbywamy trip po duszy Vincenta. Ta podróż jest zbawienna dla postaci, której rozwój charakterologiczny złapał w drugiej serii zadyszkę.
fot. HBO
Wątek Martino wnosi nieco świeżości do formuły produkcji, pozostałe historie jednak wpisują się w tradycyjną stylistykę serialu. Drugi sezon w coraz bardziej zaczyna przypominać The Wire. Wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Z każdą minutą atmosfera staje się coraz bardziej przygnębiająca, a momentami wręcz dekadencka. Ludzie w Nowym Jorku cierpią, zdradzają się nawzajem, krzywdzą się umyślnie lub przez przypadek. Widać to zarówno w przypadku pary gejów, niepotrafiących uratować swojej miłości, jak i w wątku Bobby’ego, niszczącego marzenia swojego syna o głębokim uczuciu. Smutno też robi się u Candy, która po raz kolejny musi schować dumę do kieszeni i ukorzyć się przed facetami z grubo wypchanymi portfelami. Z drugiej strony, Eileen musi zmierzyć się z wyzwaniem polegającym na przekazaniu swojemu synowi prawdy o sobie. W bieżącym epizodzie dostajemy krótką scenę, podczas której młody chłopak odwiedza plan filmowy. Maggie Gyllenhaal świetnie gra tutaj brak pewności siebie i rozdarcie. Historia ta ma wielki potencjał fabularny, dzięki któremu postać Candy może ulec rozwojowi. Tym podobnych motywów jest więcej. Poziom udręczenia i uwikłania poszczególnych postaci wzrasta coraz bardziej. Oglądając bieżący epizod, można odnieść wrażenie, że twórcy chcieli nadrobić zaległości pod tym względem. Od początku drugiej serii opowieść skupiała się na pracy nad filmem pornograficznym, zapominając o tym, że to Nowy Jork jest głównym bohaterem serialu. Teraz mamy okazję ujrzeć wszystkie jego najmroczniejsze meandry i nie to jest optymistyczna wizja. Apogeum tej pesymistycznej estetyki jest wręcz szekspirowska historia Danny’ego Flanagana, który popełnia morderstwo z miłości, a następnie odbiera sobie życie.
fot. HBO
Mimo urokliwej wycieczki do Vermont, serial The Deuce prezentuje jeden z najbardziej ponurych i pesymistycznych odcinków. Z pewną dozą żalu śledzi się losy bohaterów, którzy nie mają szans w walce z dekadencką nowojorską rzeczywistością. Świat Times Square jest brutalny i bezkompromisowy, dlatego tak dobrze się go ogląda, siedząc bezpiecznie przed ekranem telewizora.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj