Księga czarownic zadebiutowała w 2018 roku, zaś teraz powraca z 2. sezonem. Matthew (Matthew Goode) i Diana (Teresa Palmer), po brawurowej ucieczce w finałowym odcinku pierwszej odsłony, wracają do przeszłości, by tam znaleźć schronienie i przy okazji poszukać pożądanej przez wszystkie gatunki magiczne Księgi życia. Już w otwierającym odcinku trafiamy do Londynu z 1590 roku – konkretnego miasta w konkretnym czasie, w którym rozegra się większość akcji 2. sezonu. I choć od emisji ostatniego odcinka minęło sporo czasu, nowa seria Księgi czarownic nie ma problemów z wprowadzeniem widza w bieg wydarzeń – każdy z odcinków na wstępie proponuje króciutkie podsumowanie minionego, w związku z czym w 2. sezon można wejść dość łatwo, szybko wczuwając się w historię. Osadzenie akcji pod koniec XVI wieku okazuje się korzystnym zabiegiem dla całego serialu – czuć, że odcinki są nowe, świeże i że proponują coś innego niż sezon pierwszy. Diana i Matthew prezentują się nam w zupełnie innej odsłonie, odziani w fantazyjne, dopracowane w najmniejszym detalu kostiumy – i trzeba przyznać, że w takim wydaniu całkiem im do twarzy. Co ważne – kilkusetletni Matthew Clairmont żył już w 1590 roku, zatem wraca do czegoś, co jest mu znane, natomiast Diana musi samodzielnie zaaklimatyzować się w nowej rzeczywistości (co swoją drogą idzie jej bardzo szybko, może aż nienaturalnie szybko). Ciekawie dzieje się także w tle – jest to bowiem czas krucjat, polowań na czarownice; pojawia się wątek angielskiego dworu i królowej Elżbiety I... Wszystkie te elementy tworzą bardzo fajny, wielobarwny świat przedstawiony z ogromnym potencjałem. Twórcy czerpią z niego na potęgę - w porównaniu z pierwszą serią, ta wydaje się niesłychanie wielowątkowa, a każdy z wątków jest równie ciekawy. Wrzucenie bohaterów w ten konkretny moment w czasie sprawia, że uwypuklona zostaje również perspektywa wampira, co jest ważne dla umotywowania działań tej postaci i poznania jej nieco bliżej – wraz z Matthew powracamy bowiem do bolesnych wspomnień z przeszłości, robiąc swego rodzaju rachunek sumienia i próbując zrozumieć go trochę lepiej. W oczywisty sposób rzutuje to także na jego romantyczny związek z Dianą, który (całe szczęście!) w drugim sezonie nie stanowi już głównej osi fabularnej. Skoro już o związku mowa – w nowej serii Księgi czarownic relacja Matthew i Diany zostanie parę razy wystawiona na próbę. Bohaterowie docierają się, pojawiają się między nimi zgrzyty, Diana po raz pierwszy ma okazję zobaczyć swojego wybranka w innym świetle – serduszka i amorki, tak mocno wyczuwalne w pierwszej odsłonie, ulatują zatem w powietrze, na czym opowieść zdecydowanie zyskuje, nabierając rzeczowości. Nie oznacza to jednak, że odsunięto tę kwestię całkowicie, bowiem mimo ostudzenia emocji, związek tej dwójki kwitnie – biorą ślub, a pod koniec sezonu otrzymujemy zaskakującą informację o ciąży Diany – i tym razem wszystko to wydaje się mieć ręce i nogi, ponieważ bohaterowie są wiarygodni w swoich uczuciach. Być może nadal znają się stosunkowo krótko, ale czuć zażyłość i chemię między nimi, co naturalnie uzasadnia kolejno postępujące po sobie wydarzenia w ich życiu osobistym (w pierwszym sezonie deklaracje o wiecznej miłości postępowały zdecydowanie zbyt szybko). W nowej odsłonie bohaterowie mają także okazję, by działać osobno, na czym obydwoje korzystają – Matta możemy obserwować w konfrontacjach z wampirami i poznawać mroczne sekrety jego poprzedniego „ja”, zaś Dianę widzimy przede wszystkim wśród czarownic, które udzielają jej szkolenia (bohaterka dzielnie szlifuje swoje magiczne umiejętności i na oczach widza rośnie w siłę – jej rozwojowi poświęcona jest większość wydarzeń z przeszłości). Choć główną osią akcji jest wątek Matthew i Diany w XVI wieku, w tym samym czasie ważne wydarzenia rozgrywają się także w teraźniejszości - obserwujemy zatem historię na dwóch zupełnie różnych płaszczyznach, z których obydwie są tak samo ważne. Współcześnie na prowadzenie wysuwa się przede wszystkim wątek Marcusa (Edward Bluemel) - wampir zaczyna kwestionować konserwatyzm swojego środowiska i poszukuje odmiany w swoim życiu. Przypomnijmy, że wraz z chłopakiem we współczesności pozostali między innymi Ysabeau (Lindsay Duncan), Sophie i Nathaniel z dzieckiem (Aisling Loftus, Daniel Ezra), ciotki Diany (Alex Kingston i Valarie Pettiford) czy trzymający się marginesu Dominico Michele (Gregg Chillin) – i okazuje się, że pod nieobecność głównych bohaterów te postacie świetnie sobie radzą, a każda z nich dzielnie dźwiga na swoich barkach ciężar całej fabuły. To ważne spostrzeżenie, bowiem daje do zrozumienia, że Księga czarownic nie bazuje wyłącznie na Matthew i Dianie – pozostali są równie ważni dla wydarzeń bieżących, a ich perypetie bynajmniej nie są mniej ciekawe. I podczas gdy w latach 90. XVI wieku toczą się gorączkowe poszukiwania potężnego manuskryptu, współcześnie również zostajemy zderzeni z kilkoma kryzysami, które dodają fabule nie mniejszych rumieńców (warto wspomnieć choćby pojawienie się nowego tajemniczego wampira, który zabija wszystkich na swojej drodze, ryzykując ujawnienie przedstawicieli tego gatunku przed ludźmi, czy też romans Marcusa z ciepłokrwistą Phoebe, który dla strzegących swoich tajemnic istot magicznych może być nie lada zagrożeniem). Tym, co trochę mi nie pasuje w drugim sezonie, jest lekkość i beztroska, z jaką twórcy podeszli do kwestii podróży w czasie. Matthew i Diana przemieszczają się do innej epoki i podejmują w niej szereg różnych działań – nie wiemy jednak, jaki ma to wpływ na współczesność, a przecież powinno mieć (i to znaczący). Gdzieś tam w 1590 roku żyje sobie też drugi, „oryginalny” Matthew Clairmont, który (jak się ciekawie złożyło) akurat w tamtym roku był na wyjeździe, a zatem nie mogliśmy się na niego natknąć w Londynie. Druga kwestia - co z Dianą? Skoro aktualnie kobieta ma wpływ na to, co dzieje się w 1590 roku, skoro spodziewają się jej inne czarownice ówcześnie żyjące - czy oznacza to, że już wcześniej tam była...? Z lakonicznych wypowiedzi postaci wiemy tylko, że pojawienie się ich w przeszłości wcale nie oznacza, że poprzedni Matt umrze bądź znika – wygląda zatem na to, że dwie kopie tej samej osoby mogą sobie współegzystować w tym samym świecie, co jakoś do mnie nie przemawia. Podobnie z resztą jak łatwość, z jaką ówcześni znajomi Matthew dają się przekonać do tego, że ich przyjaciel przybył z przyszłości i jak gdyby nigdy nic przechodzą nad tym do porządku dziennego. Możliwe, że brak wyjaśnienia zasad podróży w czasie jest zabiegiem celowym i że bohaterowie dopiero zmierzą się z konsekwencjami swoich działań – byłby to całkiem ciekawy scenariusz na 3. sezon. Obawiam się jednak, że to tylko pobożne życzenie i że tak naprawdę nie kryje się za tym drugie dno ani żadne niebezpieczeństwo, a twórcom po prostu nie chciało się wchodzić w ten temat należycie. Nowa odsłona Księgi czarownic otrzymała dwa odcinki więcej niż pierwsza – sezon składa się z 10 epizodów. Rozbicie miejsca akcji na dwa światy i poświęcenie uwagi nowym bohaterom wymagało wygospodarowania dodatkowego czasu na całą tę opowieść – w puli 10 odcinków udało się to zamknąć dość wdzięcznie, a całość ogląda się szybko, ponieważ historia po prostu dobrze się klei. Przygotujcie się na dużo podróży i scen raczej statycznych - bohaterowie życiowo dojrzewają, co sprawia, że znaczna część odcinków poświęcona jest rozmowom i dyskusjom na ważne tematy; mniej natomiast jest tu typowych scen akcji walki czy potężnej magii. Nie odniosłam jednak wrażenia, by opowieść na tym traciła - wszystko to, na co patrzymy, jest ważne i nie nudzi. Nawet jeśli na ekranie pozornie nic wielkiego się nie dzieje, to i tak ogląda się to z zainteresowaniem. Warto także zauważyć, że nowy sezon to także nowa czołówka, która zdradza część scen z tegorocznych odcinków i która jednocześnie pozwala na szybki rzut oka na to, jak zmienili się bohaterowie od poprzedniej odsłony (co widać zwłaszcza po Dianie). Sama realizacja nie zawodzi – serial trzyma wysoki poziom, który już widzieliśmy w pierwszym sezonie, scenografia jest piękna (zwłaszcza w XVI wieku, gdzie twórcy mogli sobie pozwolić na wiele). Sceny są dynamicznie zmontowane i całość ogląda się po prostu ciekawie. 2. sezon Księgi czarownic znów kończy się przygotowaniami Matthew i Diany do skoku w czasie – tym razem jednak nie jest on spontaniczny i nie wynika z ucieczki, a raczej jest naturalną konsekwencją poszukiwań Księgi życia (której w tym sezonie oczywiście nie udało im się znaleźć). Akcję rozgrywającą się we współczesności zamknięto natomiast rasowym cliffhangerem i widmem wybuchu wojny między gatunkami magicznymi, co zwiastuje dynamiczną akcję nadchodzącego 3. sezonu. Bieżące odcinki zawiązały kilka ważnych wątków, które swoje rozwinięcie znajdą w nowej odsłonie – najważniejszym będzie zapewne ciąża Diany, która oczywiście wiąże się z olbrzymim zagrożeniem. Sezon jest w pełni poprawny, bardzo ciekawy i widać, że włożono w niego naprawdę dużo pracy – historia nie nudzi i daje frajdę z seansu, zatem czekam na to, co wydarzy się dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj