Światy kreowane przez Wesa Andersona są na tyle charakterystyczne, że nie trzeba wprawnego oka, by odróżnić obrazy tego reżysera od dzieł innych twórców. To przy okazji styl na tyle autorski, że zwyczajnie nie każdy na filmach Andersona będzie bawił się na równych zasadach. Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun nie jest wyjątkiem. Serwuje nam antologiczną narrację o bohaterach z czasów minionych, kiedy dziennikarstwo miało zupełnie inną funkcję w społeczeństwie - kreowało literackie trendy i fundowało swoim czytelnikom historie większe niż życie. Anderson pokazuje nam wycinek z dziennikarskiego życia, hołdując bajkopisarzom wiernym swoim literackim manierom. W szczególności wieloletniemu redaktorowi naczelnemu fikcyjnego Kuriera Francuskiego, Arthurowi Howitzerowi (Bill Murray), oraz dziennikarzom, którzy podążali za naukami swojego mentora. W filmie mamy trzy historie zebrane przez emigranckich redaktorów znajdujących się w wymyślonym francuskim mieście Ennui-Sur-Blasé. Pierwsza z nich opowiada o relacji genialnego malarza (Benicio Del Toro) - znajdującego się w więzieniu dla psychopatów - ze Strażniczką (Léa Seydoux), którą traktuje jako swoją artystyczną muzę. Segment stylizowany jest na artykuł pisany i opowiadany przez krytyczkę sztuki, J.K.L. Berensen (Tilda Swinton). W intrygę wplątany zostaje także Julian Cadazio (Adrien Brody), który widzi w sztuce kryminalisty ogromną wartość i dąży do jej spieniężenia. Drugi artykuł stworzony został przez Lucindę Krementz (Frances McDormand), szanowaną dziennikarkę, która wchodzi w romantyczną relację ze studenckim rewolucjonistą (Timothée Chalamet), zastanawiając się nad obiektywizmem dziennikarza i jego moralną postawą wobec wtrącania się w bieg wydarzeń. W ostatniej opowieści widzimy reportera Rombucka Wrighta (Jeffrey Wright), który bierze udział w telewizyjnym wywiadzie i opowiada jednocześnie kryminalną i kulinarną historię o porwaniu dziecka. 
materiały prasowe
+8 więcej
Od strony formalnej Kurier Francuski... specjalnie nie zaskakuje, bo mamy tutaj odhaczone wszystkie najbardziej charakterystyczne elementy stylu reżysera, które jednak niezmiennie bawią. Otrzymujemy poruszające doświadczenie, którego forma nie przysłania treści. Anderson od czasu Grand Budapest Hotel nie był tak precyzyjny w prowadzeniu swojej narracji - nawet jeśli jest ona zagmatwana, wypełniona wątkami, to jednak nie da się zgubić jej refleksyjnego charakteru. Tym razem nie gawędziarze prowadzący historię z offu są postaciami tragicznymi, bo ci wydają się być wręcz szczęśliwi z możliwości snucia swoich opowieści, ale właśnie bohaterowie zbieranych przez dziennikarzy wydarzeń. Jednocześnie w żadnym momencie nie umyka sentymentalne podejście reżysera do zabawnego i rozrywkowego ukazania sposobu, w jakim redaktorzy wymownie wyrażali swoje spostrzeżenia na temat świata - od rewolucji po miłość i sztukę. Bo Kurier Francuski... jest dziełem awangardowym, trudnym w odbiorze, ale wynagradzającym pełne zaangażowanie, łechtające widza wciągniętego w wizję Andersona. Zabawa scenografią oraz przeplatanie koloru z czernią i bielą jest spójne z intencją naśladowania druku, daje widzom znać o uczuciach reżysera skierowanych w taką formę wypowiedzi. Jednak nie tylko za takim uprawianiem dziennikarstwa tęskni reżyser - na głos wyraża również swoją miłość do kultury francuskiej. Nie wszystkim z pewnością równą przyjemność da jednoczesne obserwowanie pokolorowanych pastelami scenografii pełnych ekscentrycznych aktorów z przetwarzaniem ogromu intelektualnych wniosków, komentarzy i refleksji. Jakby tego było mało, widzimy obsadę pełną głośnych nazwisk, z czego wielu aktorów i aktorek pojawia się jedynie w rolach epizodycznych na jedną lub dwie scenki, co jednym może odbierać uwagę od tych postaci i ich wątków, zaś inni poczują z tego kinofilską przyjemność. Anderson od jakiegoś czasu krytykowany jest za sztywne trzymanie się swojej modelowej spójności świata, co przyczynia się do braku zaskoczeń w warstwie fabularnej. Emocjonalność doświadczania Kuriera Francuskiego... jest jednak zupełnie inna, ale to będzie bardzo subiektywne uczucie; zależy od tego, czy dacie się porwać reżyserowi. W mojej ocenie nie tylko strona wizualna stanowi o sile filmu Andersona, ale także dbałość o szczegóły w scenografii. Intertekstualne aluzje, inteligencja i estetyka składają się na doświadczenie wcale nie łatwe, ale jednocześnie bardzo zabawne. To film Wesa Andersona, na którym można się śmiać, bawić, ale też smucić i zwracać się ku bardziej refleksyjnym aspektom. Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun jest napakowany treścią, ale sprawia wrażenie, jakby Anderson zrobił to celowo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj