Legenda Korry ("The Legend of Korra") rozgrywa się spory czas po wydarzeniach z finału poprzedniej serii. To pozwala wprowadzić szereg zmian w życiu bohaterów oraz ich osobowości, a także dzieje napędzające fabułę ostatniego sezonu. Cała grupa jest rozrzucona po różnych rejonach. Sprawia to wrażenie takie, jakby wszyscy w końcu dorośli i po prostu życie rzuciło ich w inne wiry wydarzeń. I to jest naprawdę fajne, bo pokazuje cały serial w zupełnie innym świetle. Zauważmy, że w pierwszych 3 odcinkach nawet humor jest dość stonowany i jest go bardzo niewiele. Tak jakby miał on odzwierciadlać stan bohaterów, którzy dojrzeli, są w gruncie rzeczy w różnych i czasem nie najlepszych etapach swojego życia (znudzony Mako, cierpiąca Korra). To działa dobrze, bo od razu widać, że ton Legendy Korry stał się poważniejszy i pod wieloma względami ciekawszy. Nie chodzi o to, że lekkość pierwszych sezonów była zła - po prostu każdy serial, także taka animacja, dojrzewa z każdym sezonem i świetnie, że twórcy o tym pamiętają.
Fabularnie jest trochę inaczej, bo główny czarny charakter bardzo różni się od dotychczasowych. Tym razem to bardzo niejednoznaczna postać, pani generał Kuvira. Nie jest ona po prostu zła jak złoczyńcy z 3. sezonu - jest wytrawnym politykiem i wierzy, że jako przywódczyni zapewni ludziom pokój oraz dobrobyt. Jednocześnie jednak trzyma ich żelazną ręką, a każdego, kto nie zgadza się z jej poglądami, traktuje surowo i bezwzględnie. Taki wątek na sezon, gdzie w grę wchodzi intrygą polityczna i tak naprawdę nie ma tutaj określonego celu dla Korry do walki, jest niebywale interesujący i może w trakcie tej serii fajnie się rozwinąć.
[video-browser playlist="615036" suggest=""]
W kategoriach lekkości i delikatnej infantylności serialu znajdziemy zaledwie jeden element. Jest to książę Wu, który ma zostać władcą Królestwa Ziemi. Bawidamek, kobieciarz i irytujący fajtłapa - tak można go podsumować. Jest trochę głupkowaty, ale jego wątek na tle innych stanowi swoiste komiczne rozluźnienie, które czasem jednak nie do końca działa.
Naturalnie 3 początkowe odcinki to najwięcej Korry, której historia poszła w dość mroczne rejony. Nasza bohaterka po wydarzeniach z finału 3. sezonu nadal nie może się pozbierać - jest zagubiona, nie wie, jak odzyskać swoje ja, jej ciało odmawia posłuszeństwa. Opowieść wciąga i intryguje, gdy śledzimy jej poczynania, emocjonujemy się jej czasem zaskakującymi decyzjami (dostanie łomotu na arenie...) i możemy odczuwać emocje podczas szkolenia na bagnach (miły akcent w postaci powiązania z "Legendami Aanga"). Ten ostatni element wszystko ukazuje najlepiej, bo czuć w tym trochę echo filmu Gwiezdne wojny: Część V - Imperium Kontratakuje. Bagna, starsza kobieta niczym Yoda, trening - znakomicie się to zazębia. Na razie bohaterka jest zagubiona, dlatego też Legendę Korry ogląda się tak bardzo dobrze, bo nie mamy powtórki z jej nauką czy walką, tylko oglądamy ją z zupełnie innej perspektywy.
Zobacz również: Tomasz Bagiński za kamerą. Obejrzyj SF "Ambition"
Legenda Korry to obecnie najlepszy serial animowany dla dzieci i dorosłych - świetna zabawa, ładna animacja i historia, która potrafi wciągnąć i wywołać emocje.