Za siedmioma marketami, za pięcioma parkingami biegnie dziurawa i wyboista droga polskiej fantastyki dużego i małego ekranu. Ze stanu infantylnego wyprowadzić próbuje ją inicjatywa Legend Polskich i przyznać trzeba, że zaiste radzi sobie przednio. Operacja Bazyliszek to kolejny krok w dobrą stronę.
W porównaniu z poprzednimi odsłonami Legend Polskich,
Operacja Bazyliszek posiada najskromniejszą fabułę i najsłabiej zarysowany kontekst. Przebywając na biwaku, Boguś Kołodziej i Eugeniusz Bardacha są świadkami tajemniczego zdarzenia. Zaintrygowani postanawiają rozpoznać sytuację, a na miejscu szybko zmuszeni są zmierzyć się ze złowrogim potworem nie z tego świata. Nawet jak na krótki metraż to niewiele, ale tyle wystarczy – najnowsza produkcja Tomasza Bagińskiego i Allegro silniej stawia bowiem na dynamiczną zabawę.
W obranej konwencji dobrze radzą sobie główni aktorzy – Paweł Domagała gra oszczędnie, ale do twarzy mu z postacią pokroju ciekawskiego i beztroskiego awanturnika. Udanie sekunduje mu pociesznie rubaszny Olaf Lubaszenko i razem panowie stanowią klasycznie komponujący się duet rodem z
buddy cop movies. Niewiele do zagrania otrzymała zaś Michalina Olszańska – trochę obiekt westchnień, trochę kompetentna agentka, ale nie na tyle, żeby dać się zapamiętać z którejkolwiek strony.
Tak jak wspomniałem, film poprowadzony jest z biglem i bez nadęcia. Z werwą przeznaczoną dla dojrzalszego odbiorcy, ponieważ zaproponowany humor bywa wulgarny. Nie każdemu może takie podejście odpowiadać, ale na ekranie wypada ono naturalnie – żarty nie są ani obsceniczne, ani forsowane, a w ten ton trafiają też zgrabne one-linery („szybki i wściekły”, „zamurowało go”) czy komiczny żart sytuacyjny związany z biciem i zbiciem lustra.
Niekwestionowaną zaletą jest zaś kapitalna warstwa realizacyjna. Skoro rzecz dzieje się na naszym rodzimym podwórku, to z takiej właśnie perspektywy trzeba też ją oceniać. Ustępuje nieco dyptykowi
Twardowskiego, zazgrzytać można podczas sceny upadku Bogusia, ale całość wciąż jest niezwykle elegancka i stylowa. Świetna jest kolorystyka i gra oświetleniem, co razem wzięte potwierdza po raz kolejny, że Bagiński ma talent do nadzorowania efektów specjalnych i przekuwania ich w narrację służącą historii. Udana jest także kreacja Bazyliszka, być może w pamięci się nie wyryje i specjalnie grozy nie wzbudzi, ale zdecydowanie jest oryginalna i nie odrzuca sztucznością. Z miejsca staje się też koronnym polskim stworem wygenerowanym komputerowo i o wstydzie mowy być nie może.
Operacja Bazyliszek wygląda więc dobrze i podobnie brzmi. Znów dobrano piosenki wpadające w ucho, zadbano nawet żeby ich słowa korespondowały subtelnie z fabułą. Kontynuowany jest więc świetny klimat raczkującego uniwersum i unikalny feeling – zderzanie swojskości z zaawansowaną technologią. Ostatnio ujęto go w obrazku krowy na skrzydle kosmicznego statku, tym razem magia i runy przeplatają się z wódką, słowiańską zadziornością i meczem Legii Warszawa, a polonez skontrastowany jest futurystycznym telefonem.
Wspomniany gadżet służy także do załatwienia potwora zgodnie z wytycznymi legendy, a przyglądając się pokrewnemu mu radiu dostrzec można logo
Twardowsky, które zaś – razem z marvelowską sceną po napisach – udanie buduje odrębną mitologię nowego, spójnego świata. Jest w tym wszystkim pomysł i uczucie. Prostota, ale nie banalność i taką właśnie polskość w wersji 2.0 da się lubić i chce oglądać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h