Chyba od samego początku było wiadomo, że może być nieźle. Pamiętając gwiezdnowojenne animacje LEGO czy humor i pomysłowość gier wydawanych pod tym szyldem, wiadomo było, że film ten ma naprawdę spory potencjał. Ewentualne wątpliwości budził jedynie eklektyzm tej opowieści, który był mocno wyeksponowany w zwiastunach – to, że znajdziemy tu nawiązania do najróżniejszych serii LEGO: od Batmana przez zwykłe LEGO City po Harry'ego Pottera. Czy z czegoś takiego da się ułożyć dobrą, spójną fabułę? Okazało się, że można. I to jak! Ta swoista "wielokulturowość" okazała się wielkim atutem oraz punktem wyjścia do mnóstwa świetnych zwrotów akcji i jeszcze większej liczby wyśmienitych żartów.
Jeśli ten film można z czymkolwiek porównać, to z Ralphem Demolką. To też była dobrze podana międzypokoleniowa opowieść, w której młodsi dostali fajną zabawę, a starsi - mnóstwo świetnych dodatkowych żartów i nostalgii za grami swego dzieciństwa. Tu jest analogicznie – to zabawa dla dużych i małych, ale nie jak w "Shrekach", gdzie po prostu starsi i młodsi śmiali się w zupełnie różnych momentach. Tu widzów łączy pewne pokoleniowe doświadczenie – klocki. Starsi albo czasem sami do nich wracają, albo mają związane z nimi naprawdę dobre wspomnienia. Młodsi są w samym środku swej legoprzygody, a ten film jest dla nich po prostu potwierdzeniem, że to wszystko, co dzieje się na podłogach ich dziecinnych pokojów, jest dobrą robotą! Że tak właśnie trzeba żyć, bawić się, kombinować. A wszystko to okraszone tonami nadzwyczaj szybko podawanych żartów i zwrotów akcji oraz klockowych przekładanek. Bo to film jeszcze szybszy od tego, do czego przyzwyczaiły nas animacje ostatnich lat. Opowieść pędzi z zawrotną prędkością (w biegu podrzucając nam kolejne żarty), więc jeśli będziecie podczas seansu za dużo mrugać, to możecie się zgubić w fabule.
Zadziwiająco dobrze (jak na takie widowisko) prezentuje się polski dubbing. Oczywiście nie wiem, jak było w oryginale (już czekam na wydanie DVD, żeby sprawdzić), ale to, co dostajemy w kinie, jest sprawne, zabawne i przede wszystkim – to główny grzech polskich twórców dialogów – nieprzefajnowane. Tu nie ma Thora, który zamiast mówić napuszonym, szekspirowskim wykwintnym językiem, stwierdza "Zatkało kakao?". Tu autor polskiej wersji językowej stara się nieomal jak autorzy polskiego przekładu "Fineasza i Ferba" - swoją drogą to świetne porównanie, jeśli szukacie czegoś podobnego w tempie i humorze do LEGO: Przygody.
Krótko mówiąc: jestem naprawdę zachwycony. Dokładnie tak sobie wyobrażam niegłupią i zabawną kinową rozrywkę, i z największą przyjemnością pójdę na ten film ponownie z moim synem. Wy możecie iść nawet bez dzieci. Warto!