Książka prezentuje listy pisane przez Lema do swojego amerykańskiego tłumacza, Michaela Kandla, w latach 1972-1987. Choć jest to połowa tej wymiany myśli, odpowiedzi nie są bowiem w tomie tym zawarte, i tak jej waga, tak fizyczna (ponad 700 stron), jak i merytoryczna jest nie do przecenienia. Przeczytamy zarówno o teorii translatoryki, prywatnych poglądach pisarza na przeróżne kwestie (od etycznych po polityczne) czy o jego zdaniu o kolegach po fachu. Dodatkową atrakcją jest także możliwość spojrzenia na legendę science fiction w czasie, kiedy jego sława dopiero kiełkowała z zaledwie kilkoma wydaniami niemieckimi i francuskimi. W kraju, choć znany, wielokrotnie przypinano mu wtedy łatkę dziecięcego bajarza.

Dla fanów przenikania do głębszych warstw opowiadań i powieści Lema, ukrytych przekazów czy słynnego "co autor miał na myśli?" najatrakcyjniejszą częścią zbioru będą rozważania obu panów nad teorią tłumaczenia. Pisarz ceniąc wysoko umiejętności translatorskie Kandla, pozwala sobie jednak wtrącać uwagi, propozycje zmian, niekiedy będąc niezadowolonym, innym razem piejąc w zachwycie nad konkretnymi fragmentami. Te dywagacje tyczą się często fragmentów tekstów najeżonych typową dla twórczości Lema  językową dezynwolturą – neologizmami czy nieprzetłumaczalną grą słów. Wobec tego pisarz zmuszony jest tłumaczyć swoje co bardziej ukryte intencje, opowiadać o źródłach rozwiązań, skrytych w tekście tonach oraz ich znaczeniu wobec konkretnych realiów społeczno-politycznych, w kontekście których były tworzone. Niezwykłą gratką jest także możliwość sprawdzenia, jak pomysły na książki ewoluują, zanim osiągną ostateczną formę – Lem dzieli się z Kandlem tym, nad czym pracuje obecnie i w jakim kierunku chce to poprowadzić.

Ci, których bardziej interesuje poznanie światopoglądu pisarza, także nie będą zawiedzeni. Lem tłumaczy wiele rzeczy, które Kandel, pracujący też jako slawista na amerykańskim uniwersytecie, pragnie lepiej zrozumieć, na co nie pozwala mu rozbieżność kulturowa. W swojej analizie mechanizmów komunizmu czy mentalności ludzkiej w warunkach okupacji niemieckiej jest tak przenikliwy, że nie tylko Amerykanin, który nigdy podobnych realiów nie doświadczył, ale i Polak żyjący w tamtych czasach zmuszony jest do ponownego przemyślenia i spojrzenia na te sprawy innym okiem. Pisarz, choć musi wysławiać się ostrożnie, aby listy przeszły przez szpony cenzury, nie boi się przemawiać odważnie, łamiąc stereotypy. Dowiemy się między innymi, gdzie mylił się Orwell i jego naśladowcy oraz jaka jest najgorsza cecha systemów totalitarnych.

Wreszcie niemałą przyjemność sprawia poznanie prywatnych upodobań autora: kto jest jego największym autorytetem literackim, którego pisarza nie znosi, jakich filozofów uważa za nadętych buców. Wypowiedzi potrafią być niekiedy bardzo ostre, szczególnie te dotyczące innych pisarzy science fiction z Amerykanami na czele.

Jak przystało na pisarza tego formatu, ucztą jest tu nie tylko treść, ale i forma. Czystą przyjemnością jest czytanie nieskazitelnie formułowanych myśli, zabaw słownych, żartów ukrytych między słowami. Wydawnictwo Literackie pozostawia odręczne dopiski, słowa podkreślone, wzięte w obramowanie, rysunki i zmiany układu strony, a nawet takie smaczki, jak charakterystyczne dla pisarza formy skrótowe. Wszystko to oprawione w ładną, twardą okładkę i dodatkowo okraszone fotografiami z prywatnej kolekcji pisarza.

Sława i Fortuna wnosi wiele do obrazu jednego z największych futurystów ubiegłego wieku i choć wydawało się, że o Lemie napisano już niemal wszystko, stanowić będzie kopalnię wiedzy zarówno dla lemologów, jak i lemofilów.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj