Liga Sprawiedliwości z Nowego DC Comics prezentowała się nad wyraz obiecująco. Każdy kolejny tom był lepiej skonstruowany od poprzedniego, a przysłowiowa poprzeczka była stawiana coraz wyżej. Ostatnie dwa tomy, zatytułowane Wojna Darkseida można śmiało uznać za jedne z najlepszych, najbardziej emocjonujących i dynamicznych komiksów superbohatnerskim w bogatym portfolio amerykańskiego scenarzysty, Jeffa Johnsa. Śmierć młodego Człowieka ze Stali oraz jego zastąpienie przez starszego odpowiedniego, zaserwowane przez Petera J. Tomasiego w komiksie Ostatnie Dni Supermana, sugerowały sporą rewolucję w składzie Ligi. Tak też się stało – obok ikonicznych postaci pokroju Batmana, Wonder Woman, Aquamana, Cyborga i Flasha w Lidze Sprawiedliwości pojawiły się aż dwie Zielone Latarnie, Jessica Cruz oraz Simon Baz, a także stary Superman. W niniejszym albumie na ich drodze pojawia się potężny wróg, zwany Żniwiarzem. Wspomniany Żniwiarz to kosmiczna, wyjątkowo inwazyjna i agresywna istota, której głównym celem jest całkowite zniszczenie. Żeby tego było mało w galaktyce znajduje się całe mnóstwo tego typu potężnych kreatur, a ludzie pod wpływem szybko rozprzestrzeniającego się wirusa przemieniają się w żywe trupy. Z ciał zainfekowanych ludzi powstają byty o gargantuicznych rozmiarach, które rozpoczynają tajemniczy  rytuał (śpiew pieśni) mający na celu zakończenie wieczności oraz przebudzenie wszechświata. Brzmi dość nieprawdopodobnie, nawet jak na prostą opowieść superbohaterską, skoncentrowaną na schematycznej walce sił dobra i zła.
Źródło: Świat Komiksu
Niestety warstwa fabularna komiksu jest dość chaotyczna, momentami niespójna i nudnawa, a globalne zagrożenie wyssane z palca. Ogromne, świetliste istoty wyśpiewujące dziwną pieśń to jeden z najgorszych adwersarzy Ligi Sprawiedliwości w całej historii ich działalności. Słabo zostały zarysowane poszczególne postaci, zwłaszcza dwójka nowych, niemrawych Zielonych Latarni czy Flash, który jakby stracił swój wigor i cięty język. Równie niezadowalająco wypadają relacje pomiędzy danymi trykociarzami – zdecydowanie brakuje przysłowiowej chemii pomiędzy bohaterami, a stosunek Mrocznego Rycerza do nowego Człowieka ze Stali jest mocno zastanawiający. Jedynym plusem jest poświęcenie więcej miejsca Aquamanowi oraz dobry występ, skłonnego do poświęceń Cyborga. Recenzowanego albumu nie ratują również rysunki Tony S. Daniel (autora zeszytów Detective Comics z Nowego DC), wspieranego przez Bryan Hitch oraz Jesus Merino. Choć starcie z potężnymi bytami oraz przemiana ludzi w zombie prezentują się obiecująco, całość nie wybija się pośród dziesiątek tego typu opowieści. Wymienionym ilustratorom dużo brakuje do talentu Jim Lee , który wyznacza niejako kierunek w tworzeniu przykuwających oko kadrów ukazujących znanych trykociarzy. Z całą pewnością należy pochwalić żywą, doskonale dobraną kolorystykę autorstwa Tomeu Moreya oraz Alexa Sinclaira oraz galerię okładek (ilustracja włoskiego artysty Gabriele’a Dell’Otto to prawdziwa wirtuozeria).
Justice League, Vol. 1: The Extinction Machine należy uznać za niemrawe otwarcie nowego rozdziału w działalności Ligi Sprawiedliwości. W scenariuszu Bryana Hitcha zabrakło charakterystycznego złoczyńcy, dobrych relacji pomiędzy superbohaterami oraz zaskakujących zwrotów akcji. Miejmy nadzieję, że to wyłącznie złe dobrego początki
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj