Ostatnio seriale Marvela tworzone dla Disney+ nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Czy Loki to zmieni? Sprawdzamy.
Disney+ nie ma łatwo. Kevin Feige zapowiedział już na samym początku istnienia platformy ostrą ofensywę seriali Marvela, które miały rozwijać MCU o nowe wydarzenia lub uzupełniać te, które znamy z dużego ekranu.
WandaVision czy
Falcon i Zimowy żołnierz dały nadzieję, że produkcje odcinkowe dostarczą rozrywki na wysokim poziomie. Niestety tempo ich powstawania było tak szybkie, że twórcy nie byli w stanie wymyślić ciekawych wątków. Poziom historii zaczął drastycznie spadać – podobnie jak zainteresowanie widzów, czego kulminacją była
Tajna Inwazja. Ostatnim serialem, który zdobył przychylność fanów, był
Loki. Wprowadził on do MCU Kanga Zdobywcę oraz zaprezentował teorię o równoległych rzeczywistościach, a co za tym idzie – różnych wariantach dobrze znanych nam bohaterów, w tym właśnie Lokiego. Tytułowy bohater za popełnione przestępstwa został aresztowany przez organizację TVA. Później okazało się, że instytucję mającą stać na straży czasoprzestrzeni założył właśnie Kang, czyli – jak nasi bohaterowie wolą go nazywać – Ten, Który Trwa. Jeden z wariantów postanawia zabić samozwańczego obrońcę rzeczywistości i dopina swego. W finale przedstawiony nam wariant Kanga umiera, co rozpoczyna spiralę kolejnych niepożądanych wydarzeń.
Drugi sezon zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się pierwszy. Loki (
Tom Hiddleston) trafia do rzeczywistości, w której nikt go nie kojarzy. Szybko jednak orientuje się, że z niewiadomych mu przyczyn co chwila przenosi się w czasie. Raz jest to przeszłość, raz teraźniejszość, a innym razem przyszłość. Samo TVA jest pogrążone w chaosie po tym, co zostało ujawnione. Pracownicy zrozumieli, że nie służyli żadnej dobrej sprawie, a zostali wykorzystani. Dawniej byli zwykłymi ludźmi i prowadzili normalne życie. Mieli kariery, rodziny, zainteresowania. Jednak ktoś z niewyjaśnionych przyczyn uprowadził ich z różnych rzeczywistości i wymazał im pamięć. Uczynił z nich niewolników i wmówił, że to, co robią, utrzymuje świat w ryzach.
W
Lokim już od pierwszych minut panuje chaos, który udziela się wszystkim. Stary porządek przestał istnieć i każdy, łącznie z widzami, stara się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Twórcy to wykorzystują i wprowadzają postać Ouroborosa (
Ke Huy Quan), która ma nam wszystko objaśnić. Ten wiecznie uśmiechnięty osobnik kryje w sobie ogromną tajemnicę. To on stworzył wszystkie sprzęty, którymi posługuje się TVA, a nawet napisał ich kodeks. Z wielką przyjemnością pomaga Lokiemu i Mobiusowi (
Owen Wilson) w opanowaniu kryzysu. W tym samym czasie w firmie nie dzieje się dobrze. Żołnierze mający stać na straży rzeczywistości nie wiedzą, komu mają służyć. Ich bogowie okazali się oszustwem. Część z nich wciąż wierzy w powierzone im niegdyś zadanie i wbrew logice wyrusza na misję. Nietrudno się domyślić, że zarówno nasi bohaterowie, jak i B-15 (Wunmi Mosaku) będą chcieli ich powstrzymać.
Pierwszy odcinek ma naprawdę szalone tempo. Nie ma tu nawet chwili na zatrzymanie się i objaśnienie widzom i bohaterom tego, co się dzieje. Wszystko jest robione w biegu, ponieważ świat, jaki znamy, właśnie się wali. Muszę przyznać, że jest to świetnie umotywowane, genialnie napisane i jeszcze lepiej zagrane przez aktorów. Widz z miejsca kupuje ten wszechogarniający stan zagrożenia. Do tego konwencja tego serialu, mieszająca dramat z komedią, sprawia, że całość jest lekkostrawna i przyjemna. Ogląda się to z ogromną satysfakcją. Czuć w tej produkcji nutkę starego dobrego Marvela, który doskonale i w odpowiednim proporcjach łączył poważne tematy z rozrywką. Nie ma tu nietrafionych żartów czy przydługich, na siłę wciśniętych scen. Duża w tym zasługa Ke Huy Quan. Aktor po mistrzowsku wpasowuje się w duet Hiddleston – Wilson. Po raz kolejny udowadnia, że ma ogromny talent komediowy.
Drugi odcinek znacząco zwalnia. I w sumie nic dziwnego – produkcja nie wytrzymałaby takiego tempa przez cały sezon. Gdy już jeden problem zostaje rozwiązany, zaczynamy zagłębiać się w ten nowy porządek. Okazuje się, że niektórzy pracownicy nie wrócili z misji. I to nie dlatego, że zginęli. Po prostu zorientowali się, że żyli w kłamstwie. Weźmy na przykład jednego strażnika, który teraz jako Brand Wolfie (
Rafael Casal) bryluje na salonach jako gwiazda kina. I pewnie nikomu by to nie przeszkadzało, gdyby nie dysponował wiedzą mogącą pomóc w zlokalizowaniu Sylvie. Jest to też moment, w którym wraca stary dobry Loki – bohater nadużywający swoich mocy, knujący i umiejący zastraszyć przeciwnika. Doskonale wie, czego chce. Nie jest to już przestraszony, zagubiony facet z poprzedniego odcinka. Podoba mi się też, w jaki sposób odnosi się do wydarzeń z pierwszych
Avengersów. Nie powiem, szczerze się uśmiałem!
Do tego bardzo sprawnie został wykorzystany zapowiadany w reklamach McDonald's. Jest to oczywiście czysty product placement, ale zrobiony w taki sposób, że nie mam z tym problemu. Oczywiście, można byłoby na to miejsce wsadzić jakąkolwiek inną restaurację fastfoodową, jednak nie czuję, by twórcy zrobili to na siłę. Całość prezentuje się zabawnie i w pełni wpisuje się w charakter serialu, który ma vibe lat 70. i 80.
Co ciekawe, w żadnym z dwóch pierwszych odcinków nie pojawia się Ten, Który Trwa. Oprócz popiersia i płaskorzeźby jest on praktycznie nieobecny. Nie wiem, czy to efekt prywatnych problemów aktora i chęci zminimalizowania jego obecności przez Marvela, czy świadomy zabieg. Nie ma też, przynajmniej na razie, żadnego nawiązania do sceny po napisach
Ant-Man i Osa: Kwantomania. W pierwszym odcinku wspominano jedynie, że inne warianty Tego, Który Trwa mogą teraz bez żadnego problemu nadejść, ale na tym temat się urwał. Samego Kanga ani widu, ani słychu. A i sami bohaterowie jakoś niezbyt się nim przejmują.
Pierwsze dwa odcinki
Lokiego zaliczają mocny start i dają nadzieję na to, że przynajmniej ta produkcja nas nie rozczaruje. Zastanawiam się, dokąd nas poprowadzi ta przygoda, bo na razie nie mam zielonego pojęcia. Oby twórcy mieli jakiś plan. Wierzę, że nie idą na oślep, licząc na to, że wszystko się jakoś samo ułoży. Serial jest niesiony na barkach Hiddlestona, Wilsona i Quana. Na początek to wystarczy, ale ta sztuczka szybko się znudzi, a widzowie będą chcieli dojrzeć jakiś sensowny cel tych wszystkich działań. Samo skakanie po rzeczywistościach i spotykanie przeróżnych wariantów bohaterów raczej nie wystarczy. To mieliśmy w poprzednim sezonie. Niemniej z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h