Love, Rosie opowiada historię pewnej przyjaźni. Alex i Rosie znają się od przedszkola i od zawsze są najlepszymi przyjaciółmi. Damsko-męska przyjaźń na całe życie. Oboje dojrzewają obok siebie, ale nie są w stanie dojrzeć do uczuć, które poza przyjaźń wykraczają. To sprawia, że w pewnym momencie ich życia zaczynają toczyć się innym tempem i innymi ścieżkami, a oni zderzają się na nich tylko od czas do czasu. Los jest jednak cierpliwy i nie daje za wygraną - koniec końców Rosie i Alex muszą ostatecznie rozliczyć się z własnymi emocjami.
Po raz kolejny muszę przyznać, że Brytyjczycy są mistrzami w robieniu ciepłych komedii romantycznych, które pozbawione są patosu i nadmiernej intelektualizacji. Christian Ditter zgrabnie unika wszystkich pułapek gatunku, sprawiając, że jego film ogląda się lekko i przyjemnie, na przemian uśmiechając się i wzruszając. Love, Rosie nie udaje, że jest filmem innym, niż rzeczywiście jest; nie sili się na głębokie, górnolotne przemyślenia, które w ustach bohaterów brzmiałyby po prostu głupio. To film opowiadający historię, która jest jak życie: ma swoje wzloty i upadki, momenty bolesne i te pełne niesamowitej radości.
[video-browser playlist="629545" suggest=""]
Niesamowitą chemię między sobą ma para głównych aktorów, Lily Collins i Sam Clafin. Gdy na siebie patrzą, ciary na plecach ma cała widownia. Między nimi prawdziwie iskrzy, napięcie jest wyczuwalne i dzięki temu w ich uczucie się faktycznie wierzy. Można im szczerze kibicować. Zastanawiam się, czy umiejętność wytwarzania takiej chemii z partnerem nie jest charakterystyczną cechą Lily Collins, którą chwaliłam dokładnie za to samo w filmie Dary Anioła: Miasto kości. Tam partnerował jej Jamie Campbell Bower, a występująca pomiędzy nimi chemia była największym i być może jedynym plusem tego filmu.
Love, Rosie jest doskonale zbilansowane. Ma w sobie sporo uroczego humoru i zabawnych żartów, które zgrywają się z bardziej wzruszającymi, emocjonalnymi scenami. Ma też bardzo udany drugi plan, który skutecznie rozładowuje atmosferę wtedy, kiedy trzeba. Film przełamuje też trochę typowy schemat komedii romantycznych - nie wszystko jest w nim łatwe i przyjemne. Oczywiście musimy nastawić się na happy end, bo to podstawowe założenie gatunku, ale nie jest on oczywisty i bohaterowie trochę muszą na niego poczekać.
Czytaj również: Najpopularniejsze seriale i filmy na Facebooku w 2014 roku
Obraz Dittera zyskałby, gdyby go odrobinę skrócić, bo wydaje się, że nie ma w nim treści aż na te prawie dwie godziny. Lekka kondensacja sprawiałby, że pozbyto by się kilku scen, które do filmu nic nie wnosiły. W dzisiejszych czasach, gdy zalewani jesteśmy romantycznymi filmami, których po prostu nie da się oglądać, Love, Rosie to miła odmiana. Jego przesłaniem jest cierpliwość i umiejętność odraczania spełnienia i przyjemności, co teraz jest podejściem bardzo niepopularnym. To się jednak opłaciło, bo film dzięki temu ma w sobie coś wyróżniającego. Polecam. Każdy z nas musi czasem wierzyć w happy end.