Pisanie o nowych odcinkach serialu stacji FOX stawia przed recenzentem nie lada wyzwanie: jak po raz kolejny, nie uciekając się do autoplagiatu, opisać przedstawione na ekranie wydarzenia? Lucifer oparty jest na licznych schematach, które z uporem maniaka są wykorzystywane w czterech dotychczasowych odsłonach. Pilot – z racji wprowadzania nowych wątków – nieco się wyróżniał, ale następne trzy odcinki stanowią kopie różniące się tylko sprawą tygodnia. I tak w Manly Whatnots podczas imprezy z udziałem Lucyfera dochodzi do mordu na młodej kobiecie, a podejrzenie pada na gospodarza – słynącą ze wstrzemięźliwości seksualnej gwiazdę. W winę nie wierzy tylko tytułowa postać, a dowodami musi przekonać swoją niechętną, policyjną partnerkę. Dla odmiany w czwartym odcinku nie mamy do czynienia z zabójstwem (choć nie jest to wielka odmiana), tylko z zaginięciem i prawdopodobnym porwaniem dziewczyny, a zamieszany w to jest specjalista od porad podrywowych. Po nitce do kłębka duet bohaterów odkrywa stojącą za tym intrygę, chociaż w ich poczynaniach więcej jest szczęścia niż rozumu. Fabuła w Luciferze stanowi jednak rzecz wtórną i sprawia wrażenie, że zostaje dopisywana do wcześniej przygotowanych scen mających podkreślać charakterystyki postaci (o czym za chwilę). Co prawda scenarzyści starają się zaskoczyć widza, ale przygotowywana przez nich na końcu odcinka niespodzianka albo jest bardzo przewidywalna, albo też słabo umocowana we wcześniejszych wydarzeniach. W przypadku omawianych tutaj epizodów raczej chodzi o ten pierwszy przypadek. No url Jednakże Lucifer bazuje przede wszystkim na powtarzających się scenach mających rozbawić widza i nadać barw postaciom oraz relacjom między nimi. Bez problemu można podać listę elementów, które w każdym odcinku muszą się znaleźć. Należą do nich m.in. rozmowa Lucyfera z psycholog (która gada komunały, ale dla bohatera stają się one prawdą objawioną), całkowita nieudolność policji ratowana „inwencją” Króla Piekieł, rozgrywanie wzajemnej fascynacji Lucyfera i Chloe (to jeszcze miejscami ma potencjał) czy dość drętwe sceny z postaciami drugoplanowymi – Amenadiel lub Mazikeen. Do tego dochodzą sceny mające podkreślić nieprzystosowanie Lucyfera do ludzkiego życia i jego wyjątkowość, musi się więc pojawić jego mroczna natura, musi w stosunku do dziecka zachować się jak w kontakcie ze zwierzakiem, musi nakłonić kogoś do wyznania swoich najskrytszych pragnień, co nie ma zwykle żadnego znaczenia fabularnego, a i z czasem przestaje śmieszyć. Dotychczasowe odcinki można więc podsumować następująco: jeśli ktoś kupuje tę dość pretekstową, choć momentami zabawną konwencję, to prawdopodobnie bawi się nieźle. Jeśli chce się czegoś więcej niż procedural będący na bakier z logiką, to zainteresowanie produkcją FOX w dość szybkim tempie zaczyna wygasać. Wszystkie te spostrzeżenia miały rację bytu do ostatnich minut czwartego odcinka. By wiele nie zdradzać: pojawia się w nich coś nowego, co może stanowić przyczynek do zmian w schematycznych scenariuszach poszczególnych epizodów. Czy tak będzie w istocie i jaka jest natura zaistniałej zmiany, przekonamy się w następnych odsłonach Lucifera. Niemniej wreszcie pojawia się motyw, który może stanowić oś przewodnią produkcji i kontrapunkt dla do tej pory niskiej jakości fabuł poszczególnych odcinków. Chociaż, na bazie dotychczasowych doświadczeń, nie należy się spodziewać czegoś nadzwyczajnego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj