Nie bez powodu odcinek nosi tytuł Święty Lucyfer – główny bohater przyjmuje nową rolę, związaną z dokonywaniem dobrych uczynków. Bodźcem do tego okazuje się niewykorzystanie chętnej do stosunku seksualnego detektyw Decker. Twórcy stosują ten motyw w celach humorystycznych, ponownie czyniąc elementy komediowe wyróżnikiem produkcji. Lucyfer wciąż potrafi skutecznie rozbawić – dobroczynną (w tym odcinku) postawą, szaloną osobowością oraz komentarzami na temat śledztwa. Oczywiście sukces postaci opiera się także na Tomie Ellisie. Brytyjski aktor może być z siebie zadowolony, zwłaszcza że serial dostał zamówienie na drugi sezon. Nowemu dochodzeniu daleko do bycia porywającym, ale trzeba przyznać, iż akcent odcinka zostaje w pełni położony na bohaterze. Dzięki temu manewrowi niedoskonałości kryminalnego wątku łatwo odchodzą w niepamięć. Gdyby jednak poświęcić mu więcej uwagi, z jego mankamentów należałoby wymienić szablonowość. Nie zaskakuje żadnym oryginalnym pomysłem ani też wykonaniem. Niestety pod tym względem serial stacji FOX ustępuje choćby Limitless, którego twórcy są bardziej kreatywni. W sumie śledztwo stanowi jedynie tło dla Lucyfera, na tyle nieistotne, że satysfakcjonujące. No url Zupełnie inaczej prezentuje się wątek sezonu, kontynuujący scenę ogłuszenia Dana przez Malcolma. Twórcy nie trzymają widzów długo w niecierpliwości, sprawnie rozwijając sytuację oraz dążąc do planowanego zabójstwa uwodzicielskiego diabła. Potrafią przy tym zaskoczyć, wzmacniając napięcie przed konfrontacją Lucyfera z jego anielskim bratem. Niektórych może razić, że nawet przy tak pozornie poważnych sprawach sięga się po następną dawkę humoru. To jednak urok Lucyfera – nieprzerwany od pierwszego epizodu. Każdy, kto nie kupił zabawnego Szatana, luźnej atmosfery i kryminalnej otoczki, raczej zdążył pożegnać się z produkcją. Pozostali tylko ci, którzy polubili tę konwencję i nie przeszkadza im prawie zignorowanie komiksowego oryginału. Zaczerpnięto z niego niewiele, o czym wielbiciele pierwowzoru z pewnością poświadczą. W interesującym, choć trochę przewidywalnym kierunku podążyły relacje między Lucyferem a Mazikeen. Pomagierka diabła próbuje odpokutować swoje winy w niezbyt odkrywczy sposób. Grunt, że jej postać nie stoi w miejscu i może namieszać w fabule, a sceny z nią wypadają przekonująco. Zresztą wszyscy nadnaturalni bohaterowie są dobrze prezentowani dzięki wyróżnianiu się zachowaniem i towarzyszącej im aurze tajemniczości. Pozostali tak nie fascynują, ale w 11. odcinku przynajmniej nie dają powodów do narzekań. Epizodyczne osoby nie wchodzą w paradę robiącemu show protagoniście, a wątki Dana i Malcoma budzą zaciekawienie. Za to detektyw Decker wystarczy, że wchodzi w interakcje z Lucyferem. Poza tym dowiadujemy się, w jakim punkcie stanęła znajomość obu postaci. Raczej nie można liczyć na coś więcej niż przyjaźń, lecz było to chyba oczywiste od dłuższego czasu, jeśli nie od samego początku. Nowy odcinek Lucifer to gwarant udanej rozrywki dla widzów, którzy dotychczas byli usatysfakcjonowani poziomem produkcji. Główny bohater daje kolejną demonstrację swojego charakteru i jest istotnym atutem serialu. Do tego sprawdzony humor wciąż bawi, a sprawa tygodnia, mimo schematyczności, satysfakcjonuje. Co najważniejsze, coraz ciekawiej prezentuje się przewodni wątek sezonu, który doczekał się rozwinięcia. Zakładam, że twórcy w ten sposób przygotowują podwaliny pod zbliżający się finał pierwszej serii – oby emocjonujący. źródło zdjęcia głównego: Michael Courtney/FOX
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj