W ostatnim odcinku Lucyfer nie oferuje żadnych zaskoczeń, ale sprawdza się w roli relaksującego serialu. Otwiera też furtkę do nowego sezonu.
Finał
Lucifer koncentruje się na konfrontacji z Malcolmem. Już wiemy, że wizyta w Piekle wywołała u niego szaleństwo. Nowe sceny w niewielkim stopniu rozwijają tę kwestię, jednak postać w roli antagonisty sezonu sprawdziła się przyzwoicie. Może trochę rozczarowuje fakt, że jest człowiekiem, a nie żadną fantastyczną istotą, co było czuć w ostatnim odcinku. Ten wszak nie wyróżnił się niczym szczególnym od innych poza zamknięciem rozgrywającej się od dłuższego czasu sprawy. Nie nastąpił przy tym żaden huk, obyło się bez fajerwerków. Aż chce się powiedzieć: odcinek jak co tydzień. Za to interesująco wypadła zapowiedź drugiego sezonu. Inna sprawa, że sposób jej podania wypadł zbyt niepoważnie – nawet jak na
Lucyfera. Rozumiem, że miało być zagadkowo, ale efekt nie do końca jest dobry.
Cieszy mnie przede wszystkim ruszenie z tajemnicami. Dalsze ukrywanie informacji o Malcolmie przez Dana byłoby zwykłym rozciąganiem historii. Liczyłem, że do ich ujawnienia Chloe dojdzie w poprzednim odcinku – tak się nie stało, lecz twórcy szybko to nadrobili. Poza tym finał cechuje się kolejnymi zabawnymi scenami, które zawdzięczamy zwłaszcza Lucyferowi i Amenadielowi. Nieoczekiwana (choć nie pierwsza) współpraca tej dwójki to udany sposób na uatrakcyjnienie akcji oraz rozchmurzenie widza. Inaczej odbieram uczucie między anielskim bratem a Mazikeen - wciąż brakuje mu wiarygodności i raczej w zbyt dużym stopniu uczłowiecza intrygujących (do tej pory) bohaterów.
No url
Scenariusz cierpi na schematyczność. Właściwie od początku prowadzi do wyczekiwanej konfrontacji z Malcolmem, do tego najbardziej przewidywalną drogą. To także nie stawia go w pozytywnym świetle, jeśliby odcinek oceniać tylko w kategorii finału sezonu. Prostsze, nieco naciągane i dalekie od oryginalności zwroty akcji również negatywnie rzutują na jego odbiór. Niekoniecznie też każda scena wypada naturalnie pod względem gry aktorskiej. Mam wrażenie, że niektóre z nich (szczególnie z aktorką grającą detektyw Decker – Lauren German) można byłoby nakręcić lepiej. Te wady rekompensuje głównie humor i tytułowy bohater. Dzięki nim przełknięcie pomniejszych niedoskonałości nie sprawia żadnych trudności, dlatego
Lucyfera ogląda się całkiem przyjemnie.
Realizacyjnie serial robi dobre wrażenie. Nieliczne starcia pasują do konwencji produkcji, a przy tym pokazują siłę nadnaturalnych postaci. Nie określiłbym walki w finale jako widowiskową, lecz na pewno też nie podrzędną. Skoro o sile mowa, Lucyfer wraca do odkrywania pragnień innych ludzi, szkoda jednak, że nie wydaje się to obrazować prawdziwych mocy bohatera, które powinny być większe (jak na byłego Pana Piekieł przystało). Przy okazji mam także zarzut do zwykłych osób: widzą one, że dzieje się coś dziwnego, np. ktoś znika im sprzed oczu, ale nadal te zdarzenia ignorują. Najwyraźniej teleportacje są na porządku dziennym w Los Angeles.
Lucifer nie każdemu się spodobał, zresztą pierwszy sezon też nie należał do idealnych. Mimo to serial raczej można zaliczyć do udanych. Główny bohater w wykonaniu Toma Ellisa wzbudzał nieodpartą sympatię, a nowy odcinek produkcji przeważnie zapewniał odprężającą rozrywkę. Finał nie jest tego niechlubnym wyjątkiem, chociaż mógł wypaść lepiej i pozytywnie się wyróżnić (np. niespodziewanymi zwrotami akcji). Pozostaje więc tylko wyczekiwać ciekawie zapowiadającej się drugiej serii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h