W szóstym i siódmym odcinku Lucyfer nie zmienia swojej proceduralnej postaci, a fantastyczny wątek tymczasowo odesłano na urlop. Niemniej jednak twórcy mają pomysły na zapewnienie widzowi przyjemnej rozrywki.
Halloweenowy czas w
Monster posłużył jedynie jako tło dla nowego śledztwa. Trochę szkoda, bo zawsze można było pokusić się o ciekawszą historię niż natychmiastowo wypadające z głowy dochodzenie w sprawie kolejnego mordercy, który znowu nie poprzestaje na jednej ofierze. Widać już w tym wyrobiony schemat nienastrajający pozytywnie do dalszego sezonu. Nie pomaga nawet pokazanie prawdziwej twarzy Lucyfera oraz Maze.
Jednak przyznaję, że te sceny wypadły nie najgorzej. Komputerowa grafika była wyraźna i nietrudno uwierzyć, że ktoś mógłby się naprawdę przerazić, widząc postacie w ich rzeczywistej wersji (chociaż można było wybrać inne wyjście, pokazując tylko reakcje ludzi na wygląd). W znacznym stopniu popchnęło to też do przodu relacje bohaterów z psycholożką, które zaczynały stać w miejscu. Jej postępowanie w następnym odcinku nie robi specjalnie dobrego wrażenia – uważam, że zadanie przerosło aktorkę albo twórcom zabrakło kreatywności. Jednak mały plus trzeba odnotować.
Oglądamy także konsekwencje zabicia brata przez Lucyfera – a w każdym razie te dotyczące zachowania protagonisty. Twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, przedstawiając go jako osobę, która popuściła swoje hamulce. Dużo lepiej wypada zachowanie byłego Pana Piekieł w
My Little Monkey. To w ogóle jeden z tych odcinków, dla których naprawdę chce się oglądać ten serial, bo jest zabawnie i interesująco. Nawet nie przeszkadzał fakt, że główny wątek został zupełnie odstawiony, ponieważ przy tak dobrej rozrywce człowiek o tym zapomina.
Sukces epizodu opiera się na relacjach Lucyfera z Danem. Odrobinę przypominają rozwój znajomości bohatera z Chloe w pierwszym sezonie, która przechodziła przez takie etapy jak próby uwiedzenia kobiety. Podobne kroki czyniły serial nieprzewidywalnym, bo nagle mógł trafić się świetny żart bądź zabawna scena. Teraz oboje są przyjaciółmi, więc to stosunki obu mężczyzn znalazły się w centrum uwagi. Wcześniej oglądaliśmy, jak łączy ich entuzjazm związany z dawnymi filmami akcji. Teraz twórcy idą dalej, pokazując, że ci dwaj mogą się polubić mimo wzajemnych przytyków – wystarczy chwila szczerości. Nim do niej dojdzie, jesteśmy raczeni wyborną komedią, w której Lucyfer postanawia zostać Danem numer 2. Komizm i wyjątkowość tej sytuacji doskonale się sprawdzają.
Nie w każdym przypadku twórcy potrafią tak interesująco zarysować stosunki między postaciami, bo np. znajomość Maze z psycholożką szybko zamieniła się w przyjaźń.
My Little Monkey posiada jednak również inny atut. Znowu dostajemy sprawę na pojedynczy odcinek, ale powiązanie jej z przeszłością detektyw Decker czyni ją atrakcyjniejszą niż w
Monster. Lauren German niekoniecznie potrafi oddać emocje swojej postaci, lecz to już inna kwestia. Ważne, że śledztwo o charakterze osobistym, pomimo ewidentnej przeciętności, okazuje się wystarczające do wzbudzenia choćby małego zaciekawienia.
Serial pt.:
Lucifer miewa niespodziewanie dobre, humorystyczne momenty. Nie zawsze one ratują dany odcinek, ale przy odpowiednim wykorzystaniu sprawiają, że odbiera go się zupełnie przyjemnie –
My Little Monkey jest tego przykładem. Rozwinięcie relacji dwójki postaci nie tylko dostarcza powodów przynajmniej do uśmiechu, lecz też ciekawi i wygląda wiarygodnie. Taki serial chce się oglądać i mam nadzieję na więcej podobnie udanych epizodów, natomiast mniej na średnim poziomie jak
Monster.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h