Czasem, gdy aktor gra w popularnym serialu bardzo wyrazistą postać, trudno przekonać się do niego w innych rolach. Ten problem jest bardzo związany z Hoonem Lee, który w Banshee gra Joba, a tutaj dostał rolę twardego bandyty z kataną. Niby jest przekonujący, bezwzględny i charyzmatyczny, ale cały czas coś zgrzyta i nie pasuje w jego wizerunku. Trudno powiedzieć, czy jego rola w Banshee jest tak dobra, że aż tak zapada w pamięć, czy po prostu Lee nie udało się w Czarnej liście dopełnić swojej kreacji na tyle, by zatrzeć to wrażenie. Prawdą jest, że aktor wybitny od razu potrafiłby to zmienić, a tutaj tego nie czuć. 

W końcu agent Ressler przestaje być osiłkiem ze wzrokiem tęskniącym za rozumiem, a zaczyna być postacią intrygującą. Powiązanie sprawy z jego przeszłością to pomysł nad wyraz przyzwoity, bo pozwala zobaczyć Resslera w zupełnie innym świetle. W końcu jest on pokazany jako człowiek, który jednak czasem myśli i wbrew pozorom niezły z niego twardziel. Widać to w scenach wejścia do tajnego gabinetu lekarza czy w starciu z Tanidą na ulicy. W końcu też pokazuje jakieś ludzkie emocje w finałowych scenach odcinka, które dodają mu wyrazistości. Przyzwoity zabieg, by rozwinąć bohatera i dodać mu trochę człowieczeństwa. 

[video-browser playlist="634987" suggest=""]

Nadal zdarzają się "dziwne" motywy, które czasem są wręcz absurdalne. Kompletnie nie przekonuje decyzja Tanidy o zastrzeleniu dziewczyny Resslera (która notabene szła prosto na walczących. Oszołomienie jest zrozumiałe w jej przypadku, ale to trochę przesada). Cały czas przedstawiano nam Tanidę jako człowieka, dla którego kodeks honorowy ma kolosalne znaczenie. Chce zemsty na osobniku, który zabił mu brata. To, co mówiono nam o jego postaci, przeczy decyzji o zabiciu niewinnej osoby. Nie przekonuje kompletnie takie zachowanie. Byłoby to zrozumiałe, gdyby Tanida był pewny, że to Ressler odpowiada za jego cierpienie.

Cały wątek super tajnego wymiatacza szpiega Toma jest strasznie irytujący. Postać Keena momentami jest niesłychanie sztuczna w swojej przemianie z dobrotliwego, zranionego męża w bezwzględnego mordercę. Nie ma płynnego przejścia pozwalającego uwierzyć, że widzimy jego prawdziwe oblicze. Do tego widać dość spory absurd z człowiekiem wynajętym przez Reda do porwania współpracowniczki Toma. Dotąd sądziłem, że Reddington zawsze pracuje z najlepszymi, a tu wygląda na to, że wynajął amatora. Gdyby chociaż pokazano w pojedynku, że Tom jest lepszy... Zamiast tego mamy wrażenie, jakby Keen walczył z pierwszym lepszym zakapiorem z ulicy. Rozczarowujące.

The Blacklist odnosi sukces w rozwinięciu agenta Resslera, któremu twórcy pozwalają zerwać z wizerunkiem niepotrzebnego dodatku do reszty grupy. Serial jednak musi wrócić do tego, czym imponował, bo na razie trąci przeciętnością.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj