Nasz świat już nieraz miał się skończyć. Przez wieki jego koniec zapowiadali prorocy, fanatycy religijni, a nawet naukowcy. Zapowiedzią nieuchronnego, także współcześnie, może być praktycznie wszystko – groźna asteroida, trzęsienie ziemi, opady śniegu w kwietniu albo po prostu niepokojąca data. Ten ostatni zaważył na wyjątkowości roku 2000, kiedy to praktycznie wszyscy zwiastowali koniec czasów. Jednak od tego momentu minęło prawie 18 lat, a Ziemia jak się kręciła, tak się kręci. Mimo że apokalipsa nie nadeszła wraz z końcem XX wieku, to wciąż widmo milenijnej klątwy nie opuszcza naszej wyobraźni.
Fani historii o podróżach w czasie pewnie nieraz marzyli o chwili, w której gdzieś na pchlim targu kupują niepozorny, aczkolwiek tajemniczy przedmiot, który okazuje się wrotami do przeszłości. Chris Davison – główny bohater książki The Countenance Divine – o niczym takim nie fantazjował, a coś takiego mu się przydarzyło. Właściwie wypadałoby zacząć od tego, że Chris jest informatykiem u schyłku XX wieku i zarabia krocie na walce z pluskwą milenijną, czyli przerabia stare systemy komputerowe na tyle, by nie oszalały wraz z nadejściem nowego tysiąclecia. Życie mężczyzny jest właściwie dokładnym odzwierciedleniem stereotypu o przedstawicielach jego zawodu. Próżno szukać w nim porywających wątków. Sytuacja zmienia się dopiero, gdy Chris pod wpływem zachcianki kupuje u starego handlarza dziwaczny, drewniany przedmiot, który nazywa rebusem praktycznym. Jedyną użyteczną cechą tej zabawki jest fakt, że wraz z jej pojawieniem się zaczynają dziać się podejrzane rzeczy. Bohater przechadzając się po ulicach Londynu, co chwila musi opędzać się od wizji zniszczenia, krwawych mordów, rozpłatanych ciał i ogólnej apokalipsy. Czyżby zabawa rebusem spowodowała, że oszalał? Zapewne jest to jedna z dróg interpretacji, ale istnieje też odczytanie bardziej dosłowne – po prostu przeczuwa, że koniec świata jest blisko.
Historia informatyka z Londynu to zaledwie jedna z czterech narracji, które autor w swojej powieści prowadzi równocześnie. Trzy następne sięgają do przeszłości, czyli kolejno roku 1666, 1777 oraz 1888 i każda z nich ma swojego odrębnego, głównego bohatera. Najstarszym z nich jest XVII-wieczny poeta – John Milton. Poznajemy go dzięki zapiskom wiernego towarzysza i współpracownika Thomasa Allgooda. Artysta przez swoje kontrowersyjne poglądy jest otoczony siatką wrogów i spiskowców. W 1666 roku tworzy dzieło życia – Raj utracony, z powodu którego będzie później uważany za nieświadomego satanistę. Raj opowiada bowiem historię stworzenia i upadku człowieka, a także walkę szatana i Boga – dzięki szczególnej kreacji to temu pierwszemu jesteśmy skłonni kibicować. W XVIII wieku nadal nie powinniśmy zapominać o Miltonie, mimo że ten już dawno nie żyje. Tym razem Hughes przedstawia nam kolejnego wielkiego, angielskiego wieszcza – Williama Blake’a. To wielki fan wspomnianego poety, na jego cześć napisał nawet poemat, w którym opisuje powrót swojego idola z zaświatów. W powieści Mali ludzie historia idzie o krok dalej – Blake nie tylko marzy o ożywieniu bohatera pierwszej opowieści, ale rzeczywiście tego dokonuje. Niestety, jak głosi jedna z maksym znanego serialu Supernatural – to, co martwe, powinno pozostać martwe. Powtórne sprowadzenie na świat poety powoduje wiele kłopotów. Jednym z nich jest trzecia historia rodem z XIX wieku, w której możemy poczytać listy sławnego Kuby Rozpruwacza, popełniającego swoje zbrodnie zgodnie z rozkazami tajemniczego pana. Tym ostatecznie okazuje się sztucznie ożywiony Milton.
Pozornie te trzy historie nie mają wiele wspólnego z Chrisem Davisonem. Jednak we wszystkich przewija się motyw praktycznego rebusu, postaci w złotej masce i zbliżającego się końca świata. Narracja Hughesa przypomina – odwrotnie niż w większości książek – kilka luźnych nitek. Ostatecznie prowadzą one do poplątanego kłębka. Jest to bez wątpienia popis erudycji autora, który z wykształcenia jest anglistą i zapewne z pamięci potrafi cytować dzieła Miltona lub Blake’a, ale czy w tych swoich przechwałkach nie traci on z oczu czytelnika? Bez znajomości kontekstu twórczości obu poetów odczytanie wszystkich znaczeń i symboli może okazać się karkołomnym zadaniem. Jeśli natomiast nie zamierzamy zagłębiać się w ukryte sensy, a jedynie wybrać się w podróż do Londynu z przeszłości, to Mali ludzie będą dobrym wyborem. Michael Hughes niewątpliwie potrafi oddawać klimat epoki i kreować bohaterów na miarę ich czasów. Jego listy pisane przez Rozpruwacza to prawdziwy majstersztyk. Czytając szczegółowe opisy emocji i stanów wewnętrznych sławnego zabójcy, nie sposób umknąć przerażeniu.
Książka Michael Hughes podnosi wiele ambitnych wątków. Autor pisze, m.in. o akcie tworzenia, autentyczności twórcy, lękach, które dręczą ludzkość od wieków. Jednak to, co najbardziej uderzające w tej powieści to sposób, w jaki ujmuje granice poszczególnych pojęć. Hughes stara się uświadomić nam, jak wątła jest granica między rozumem a szaleństwem, dobrem a złem, a nawet Bogiem a szatanem. Niczego nie możemy być pewni poza tym, że nieuchronny koniec wreszcie nadejdzie.