"Manglehorn" to kolejny film Davida Gordona Greena (odpowiadał m.in. za "Prince Avalanche", "Joe" czy "Your Highness"), którym reżyser próbuje przekonać do siebie widzów. Jego produkcje oceniane są bardzo skrajnie - od zachwytów, poprzez dystans, aż po miażdżącą krytykę. Podobnie jest z najnowszym filmem Greena. Tytułowy AJ Manglehorn (Al Pacino) to ślusarz, który zawodowo otwiera wszystko to, co zamknięte, zaś w życiu prywatnym nie potrafi otworzyć się na ludzi. Ciepłe uczucia okazuje jedynie wnuczce, ukochanej kotce Fanny oraz tajemniczej Clarze, dawnej miłości, która złamała mu serce. Manglehorn od dziesięcioleci wysyła wciąż powracające do nadawcy listy do Clary, a choć ożenił się z inną, nie może zapomnieć o kobiecie swojego życia. W stosunku do innych jest oschły i nieprzyjemny - można nawet określić go jako aspołecznego. W zburzeniu muru niedostępności próbuje mu pomóc Dawn (Holly Hunter), bardzo dziewczęca i trochę naiwna bankierka. Przesłanie filmu Greena jest proste i czytelne: niezależnie od wieku trzeba skupić się na teraźniejszości, ponieważ życie przeszłością nie przynosi niczego dobrego. Ameryki tym stwierdzeniem nie odkryto, jednak też nie o to Greenowi chodziło, by płynąć na nieznane wody. Widać, że chciał skupić się na jednostce, pokazać portret człowieka, który w młodości był niemalże legendą i z tego powodu do dzisiaj jest jak legenda traktowany. Szczególnie przez Gary'ego (w tej roli Harmony Korine), właściciela solarium połączonego z "salonem do masażu". Chłopak w dzieciństwie był trenowany przez Manglehorna i wciąż darzy go głębokim szacunkiem. Na ekranie widzimy zderzenie tych dwóch obrazów: niemalże mitycznej persony, jaką Manglehorn był, i żałosnego, zgorzkniałego starca izolującego się od społeczności, jakim mężczyzna stał się w wyniku rozpamiętywania przeszłości. Al Pacino zagrał tę postać perfekcyjnie. [video-browser playlist="675953" suggest=""] "Manglehorn" to film nakręcony prawidłowo, jednak Green nie ustrzegł się pewnej pretensjonalności, decydując się na zawarcie scen, które w zamierzeniu miały skłonić widza do intensywnego myślenia i doszukiwania się ukrytych znaczeń, chociaż w moim odczuciu nie stanowią większej wartości. Co prawda ujęcie arbuzowego karambolu estetycznie wygląda bardzo dobrze, zaś spontaniczna serenada klienta banku jest w stanie wywołać uśmiech sympatii, ale czasem "Manglehorn" sprawia wrażenie, jakby niektóre sceny zostały zamieszczone w filmie na zasadzie „to ładnie wygląda, wrzućmy to”. Połączenie dającego się odczuć przez większość seansu realizmu z trochę bajkowym, sennym charakterem kilku scen to eksperyment, który Greenowi się nie powiódł. Aktorsko nie można niczego Manglehorn zarzucić. Już same nazwiska laureatów Oscarów zaangażowanych w produkcję - Pacino i Hunter - wskazują na to, że nie będzie to słabość filmu. Równie dobrze poradził sobie Chris Messina w roli syna Manglehorna, pochłoniętego pracą bankiera, który ma żal do ojca za wieczne rozpamiętywanie utraconej miłości, oraz już wspomniany Harmony Korine, wcielający się w intrygującą postać, której potencjał nie został jednak do końca wykorzystany przez scenarzystę, Paula Logana (dla którego jest to debiut w kategorii filmów pełnometrażowych). Liczba bohaterów w filmie Greena jest mocno ograniczona i pasuje do kameralnego charakteru Manglehorn, powalając widzowi całkowicie skupić się na jednostce. Zobacz również: Efekciarski spot superprodukcji „San Andreas” Green stworzył ciekawy, choć niepozbawiony wad obraz starzejącego się człowieka, którego na własne życzenie prześladuje przeszłość. Manglehorn to dość specyficzny film i z pewnością nie trafi do wszystkich widzów, szczególnie tych, którzy nie cierpią sentymentalizmu. Mnie urzekła miłość głównego bohatera do kotki Fanny - widok Ala Pacino w takiej roli jest niecodzienny i chociażby z tego powodu warto zapoznać się z tą produkcją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj