Emir Kusturica to jeden z najznamienitszych europejskich reżyserów. W latach dziewięćdziesiątych zrealizował kilka epokowych filmów, które na stałe weszły do historii kinematografii. Niestety, po 2000 roku, jego gwiazda nieco przyblakła, a sam twórca zaczął więcej czasu poświęcać muzyce. W 2008 roku zrealizował bardzo osobisty dokument pt.: Maradona, poświęcony argentyńskiej legendzie piłki nożnej. Czy jest to obraz wart uwagi? Oceniamy.
Kim jest Diego Maradona, wie chyba każdy. Nie trzeba być fanem piłki nożnej, aby znać tego genialnego piłkarza. Jego życie było zawsze pełne wzlotów i upadków. Człowiek ten ma dzikość w sercu – zarówno na boisku, jak i w życiu osobistym nie potrafił zaznać spokoju. Z czego to wynika? Czemu życie Diego Maradony było zawsze tak gwałtowne i destrukcyjne? Co przyczyniło się do tego, że mimo wątpliwej reputacji w swoim rodzimym kraju jest wciąż traktowany jak Bóg? Niestety nie dowiemy się tego z filmu
Emir Kusturica, który w swoim spojrzeniu na sylwetkę Maradony nie wychodzi dalej niż uliczne tabloidy.
Obraz dokumentalny
Maradona by Kusturica to wielka artystyczna porażka. Dla fanów Emira Kusturicy jest on gorzką pigułką do przełknięcia. Reżyser
Underground,
Dom za vješanje i
Arizona Dream zrobił film realizacyjnie zaskakująco słaby. Jasne jest, że forma produkcji dokumentalnej ogranicza wizję artystyczną twórcy, jednak w
Maradonie bardzo źle funkcjonują najbardziej podstawowe filmowe czynniki. Obraz jest chaotyczny, źle wyreżyserowany i nienależycie zmontowany. Brak tutaj jakichkolwiek naleciałości charakterystycznych dla twórczości tego artysty. Wszyscy fani jego talentu wiedzą, jak ważna w jego filmach jest muzyka. W
Maradonie ścieżka dźwiękowa sprowadza się głównie do powtarzanego w kółko szlagieru Sex Pistols, portretującego kolejne piękne bramki króla footballu.
Do tego dochodzą jeszcze paskudne wstawki animowane, podczas których Maradona ogrywa na boisku kolejnych przywódców zachodniego świata. Ich zastosowanie jest zupełnie niezrozumiałe. Być może nawiązuje to do skrajnie socjalistycznych poglądów bohatera filmu, jednak w tym przypadku stanowią one jedynie koszmarne, po względem artystycznym, wstawki, zupełnie niepasujące do estetyki znanej z produkcji Emira Kusturicy. W ogóle film poświęca dużo czasu polityce i poglądom „boskiego” Diego. Kusturica pozostawia bez komentarza głupoty wygadywane i wyczyniane przez piłkarza. Tego typu rozwiązanie jest jednocześnie przytaknięciem i zgodą z punktem widzenia portretowanej osoby. Wydaje się, że rolą reżysera produkcji dokumentalnych jest przedstawienie w takich przypadkach różnych stron dyskusji.
Oglądając obraz Kusturicy, można odnieść wrażenie, że twórca pogubił się podczas realizacji. Miał pewien koncept, jednak nie udało mu się zebrać wystarczającej ilości dobrego materiału do jego realizacji. Twórca miał z pewnością dobre intencje. Jest on przecież wielkim fanem piłki nożnej i jeszcze większym wielbicielem talentu Maradony. Podczas realizacji dokumentu panowie bardzo się zaprzyjaźnili. Maradona przybył nawet do Sarajewa, gdzie poznał rodzinę reżysera.
Niestety z czasem ich relacja się rozluźniła. Wszystko to działo się podczas realizacji dokumentu, przez co Kusturica stracił cenne źródło materiału filmowego. W związku z tym wrzucił do swojej produkcji zupełnie niepotrzebne wątki, które wszyscy znają z doniesień medialnych. Kościół Maradony, uwielbienie Argentyńczyków, problemy z narkotykami, historyczne gole. Tym podobne motywy nie przyniosły żadnych nowych informacji. Opierały się głównie na plotkach, informacjach i wiadomościach, docierających do nas z ekranów telewizorów i z pierwszych stron gazet.
Kusturicy nie udało się wejść głębiej w życie Maradony. Pokazał jedynie zjawiska społeczne związane z piłkarzem. Pojedyncze i niezbyt długie rozmowy także nie przedstawiają wielkiej wartości. Widać od razu, że bohater filmu nie jest szczery. Kreuje przed Kusturicą obraz ikony footballu, bohatera świata i rewolucjonisty. Nie ma w tym zupełnie prawdy o życiu tego nieoczywistego człowieka. Kusturica chyba zdawał sobie sprawę z braków, stąd próba ratunku swojego dzieła osobistymi przemyśleniami na temat życia, świata i sytuacji społecznej w Argentynie. W pewnym momencie udał się nawet na spacer po Buenos Aires, trafiając do knajpki, w której dywagował na temat idei tańca tango. Kolejna zupełnie niepotrzebna wstawka fabularna.
Maradona Kusturicy ma jeden dobry moment. Duże wrażenie robi końcówka, kiedy to piłkarz spotyka słynnego muzyka Manu Chao, śpiewającego piosenkę jemu poświęconą. Sam utwór jest dość dobry, a reakcja Maradony na niego również robi wrażenie. Na kilka sekund gwiazda footballu zrzuca maskę twardziela, a na jego twarzy widać wzruszenie. Był to jeden z nielicznych momentów, kiedy Kusturicy udało się uchwycić prawdę o piłkarzu. Niestety nie ma tego za wiele.
Jak powinno robić się wybitny film dokumentalny, pokazali ostatnio twórcy
Amy. Opierając się głównie na doniesieniach medialnych i informacjach zaczerpniętych od najbliższych artystki, zrealizowali obraz, który ogląda się lepiej niż fabularny dramat. Można zaryzykować tezę, że żaden film biograficzny poświęcony życiu i śmierci Winehouse nie przebije tego świetnego dokumentu. Popłuczyny Kusturicy nie dorastają do pięt podobnym realizacjom. Można się też zastanowić, jaki jest sens podejmowania tak wyświechtanego tematu, jakim jest życie Diego Maradony. Być może Kusturica chciał przekazać osobiste uczucia, jakimi darzy tego piłkarza. Niestety poległ na całej linii. Zdecydowanie lepiej mu wychodzi kreowanie fabuł niż realizacja dokumentów. Zapamiętajmy go więc jak twórcę
Underground, bo tam pokazał pełnie swojego talentu.
Maradona to ewidentnie wypadek przy pracy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h