Mayans MC to nowy serial będący spin-offem kultowych w pewnych kręgach Synów Anarchii. Czy debiutująca produkcja ma szansę na odświeżenie marki, czy wręcz przeciwnie – stanowi produkt nakierowany jedynie na odcinanie kuponów? Niestety 1. epizod jasno nie odpowiada na to pytanie.
Mayans MC to serial, którego bohaterem jest Ezekiel 'EZ' Reyes, młody mężczyzna, który właśnie dołącza do meksykańskiego gangu motocyklowego Mayans. Mimo że w ekipie znajduje się już jego brat, EZ jako „świeżak” stanowi najniższy szczebel w hierarchii i musi odwalać najgorszą, często uwłaczającą robotę. Ezekiel ma również tajemnicę z przeszłości. W szkole średniej był dobrze zapowiadającym się (i na dodatek szczęśliwie zakochanym) sportowcem. Później pewne wydarzenia doprowadziły go na dno, z którego właśnie stara się odbić. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ już na początku odcinka Mayans MC pakują się w gigantyczne kłopoty. EZ musi wykazać się lojalnością w sytuacji, gdy jego życie osobiste zaczyna kolidować z obowiązkami względem gangu. Sprawę utrudnia także kartel narkotykowy, który miesza się w interesy Mayans. Jednym słowem – u motocyklistów po staremu.
Dla jednych będzie to wada, dla innych zaleta. Mayans MC to serial bliźniaczo podobny do Synów Anarchii zarówno pod względem formy, jak i treści. Kurt Sutter nawet nie udaje, że zależy mu, aby jego nowa produkcja była oryginalnym tworem. Twórca korzysta ze schedy po swoim największym dziele, gdzie się tylko da. Widać to zarówno w przypadku głównego bohatera, w budowie postaci drugoplanowych, w oprawie audiowizualnej czy w konstrukcji scen akcji. Sutter postanowił podążyć wcześniej wytyczoną ścieżką. Z jednej strony to dobrze, bo przecież Sons of Anarchy wypracowali sobie bardzo unikatowy styl. Z drugiej – ci, którzy pod koniec opowieści o Jaxie Tellerze byli już nieco zmęczeni, mogą się teraz poczuć zawiedzeni, że Mayans nie próbuje eksperymentować z formą i treścią.
W premierowym epizodzie niewiele się mówi. Dostajemy dużo scen, podczas których obserwujemy motocyklistów na swych stalowych rumakach lub w trakcie mniej lub bardziej sensacyjnych działań operacyjnych. Całość ubarwiona jest rockową muzyką, która była motywem charakterystycznym dla oryginalnego formatu i tutaj odgrywa istotną rolę. Scenarzyści ewidentnie nie wysilili się w kwestii dialogów. Pojawiające się tu i ówdzie rozmowy służą raczej popychaniu akcji do przodu, niż pogłębianiu postaci. Nie jest to jakiś wielki zarzut, bo dopiero poznajemy rzeczywistość Mayans i trochę czasu upłynie, zanim poczujemy się wśród nich swojsko. Przypominając sobie jednak pierwszy odcinek Synów Anarchii, gdzie zostaliśmy wrzuceni z całej siły w dramatyczne i skomplikowane sytuacje, można poczuć się nieco zawiedzionym prostotą fabuły.
Nie oznacza to jednak, że jest ona nieciekawa. Intryguje przede wszystkim główny bohater, którego przeszłość będzie z pewnością tematem przewodnim najbliższych odcinków. EZ został wprowadzony w taki sposób, aby widz łaknął jak największej informacji o nim. Co prawda nie ma on charyzmy Jaxa, ale i tak posiada w sobie coś przyciągającego. Nie można tego powiedzieć o pozostałych członkach gangu, którzy jak na razie są mało charakterystyczni. Dajmy im jednak chwilę, bo przykład Synów Anarchii pokazuje, że Kurt Sutter lubi rozwijać poszczególne postacie bardzo powoli i to w dużych odstępach czasu.
Fabuła nie imponuje złożonością, choć ma kilka smaczków, dzięki którym opowieść nabiera na atrakcyjności. Sutter wciąż lubi epatować konwencją gore, czego mamy przedsmak już w premierowym odcinku. Zamiast rozbudowanych dialogów, dostajemy tony scen akcji, niestety nie zawsze pomysłowej. Rażą przydługie strzelaniny rodem z seriali sensacyjnych z lat dziewięćdziesiątych. Mayans MC jest opowieścią prostszą w treści od swojego poprzednika, choć nie da się ukryć, że punkt wyjścia dla całego sezonu, który klaruje się w końcówce odcinka, nie odstrasza przed kolejnymi odsłonami. Historia zdecydowanie ma potencjał, ale kluczem do sukcesu wydaje się tutaj zrezygnowanie z leniwego scenopisarstwa, na rzecz bardziej dogłębnych wiwisekcji poszczególnych wątków.
Na koniec warto dodać, że w serialu jest kilka smaczków nawiązujących do Synów Anarchii. Marcus Alvarez, czyli ojciec chrzestny gangu, odgrywa tutaj bardzo istotną rolę. Oprócz niego gdzieś w tle pojawia się jeszcze jedna kluczowa postać z pierwowzoru. Widać, że twórcy nie boją się nawiązań i nie planują subtelności w tej kwestii. Czy wyjdzie im to na dobre, zobaczymy, ale jakość aktorska z oryginału z pewnością w Mayans MC się przyda. Artyści wcielający się w najważniejsze postaci jak na razie nie pokazali nic wyjątkowego, choć ogląda się ich bez uczucia zażenowania.
Serial Mayans MC może być mocną pozycją w bieżącej ramówce telewizyjnej, jeśli tylko opowieść będzie czymś więcej niż tylko prostą historią o złych i jeszcze gorszych. Abstrahując od dobrej muzyki, ciekawie nakręconych scen akcji czy szokujących scen gore, to przecież porywająca fabuła stanowi o jakości każdego serialu czy filmu. Premierowy odcinek Mayans nie imponuje pod tym względem, ponieważ nie tylko kalkuje motywy znane ze swojego poprzednika, ale jeszcze nie wyróżnia się na tle innych tego typu produkcji. Potencjał jest widoczny, ale czy Mayans osiągną tak zawrotną prędkość jak ich bracia z Synów Anarchii? Czas pokaże.