Aż serce rośnie, gdy patrzymy, jak świat serialu Mayans MC z każdym kolejnym odcinkiem staje się coraz bardziej rozbudowany. W najnowszej odsłonie całość nabiera jeszcze bardziej wielowątkowego charakteru, a twórcy nie boją się niepoprawnych politycznie tematów.
Jak na razie
Mayans MC nie jest serialem ani rewelacyjnym, ani nawet bardzo dobrym, ale utrzymuje solidny, zadowalający poziom. To wystarczy, aby śledzić przygody gangusów z nieukrywaną przyjemnością, zwłaszcza że z każdym kolejnym odcinkiem warstwa fabularna nabiera rozmachu. W omawianym odcinku opowieść toczy się już na pełnej petardzie, a ważne wydarzenia mają miejsce praktycznie w każdym z wątków. Co tym razem mamy na talerzu? Całkiem nowy motyw, w którym zabójstwo meksykańskiego przemytnika wplątuje klub w narkotykowe porachunki między miejscowymi ksenofobami, byłymi komandosami i kartelem. Dodatkowo pętla wokół Reyesów coraz bardziej się zaciska się, kiedy agent Jimenez próbuje wywrzeć presję na EZ i jego ojcu. Rodzina Galindo robi kolejny krok na drodze do zniszczenia rebeliantów, pozwalając sobie na wielce machiaweliczne zagranie. Wisienką na torcie jest natomiast wątek obyczajowy Coco, który wprowadza sformułowanie „rodzina patologiczna” na zupełnie nowy poziom.
W omawianym odcinku, wszystko to toczy się równolegle. Tym razem nie ma czasu na dłużyzny czy czasoumilacze w postaci przydługich strzelanin czy niezobowiązującego mordobicia (jedna taka scena pojawia się co prawda, ale trwa zaledwie kilka sekund). Każde zdarzenie ma kluczowe znaczenie dla fabuły. Wątek zastrzelonego Meksykanina rozwija się bardzo płynnie. Od znalezienia ciała przez zaprzyjaźnionego z gangiem szeryfa, poprzez oględziny, gdzie poznajemy sympatyzującą z Bishopem panią burmistrz, aż do nowych antagonistów i wybuchowego finału. Historia jest bardzo dynamiczna i ani na moment nie zbacza na manowce nudy. Ciekawie robi się również u rodziny Reyes. Tutaj kluczowe są tajemnice – zarówno ojca, jak i syna. Na znaczeniu zyskuje również agent Jimenez, stający się pełnoprawnym bohaterem opowieści, a nie tylko pustą postacią, służącą do pogłębiania historii Reyesów.
Wątek przewodni serialu, którym do tej pory wydawało się poszukiwanie syna Galindo, teraz schodzi na dalszy plan. Rodzina nadal jest obecna, lecz tym razem fabuła koncentruje się na brutalnej walce z rebeliantami. Działania Miguela oraz jego współpracowników są logiczne, choć łatwość, z jaką dziecięcemu szpiegowi udaje się zinfiltrowanie obozu rewolucjonistów, może nieco śmieszyć. Kościelna masakra w końcówce też jest trochę grubymi nićmi szyta. Jeśli małomiasteczkową społecznością tak łatwo jest manipulować, czemu nikt do tej pory nie wpadł na oczywisty pomysł zdyskredytowania w oczach miejscowej ludności strony przeciwnej?
Zastanawiająca wydaje się również rola matki bossa oraz jego żony, Emily. Ta pierwsza wyraźnie odgrywa jakąś enigmatyczną rolę w całej intrydze. Jak na razie jednak trudno ją pozycjonować w jakiejkolwiek konfiguracji. Czy sympatyzuje ona z Emily, czy raczej nią manipuluje? Jaki ma stosunek do decyzji syna? Czy naprawdę nie chce odzyskać wnuka? Jej udział w bieżącym odcinku był bardzo oszczędny, więc jak na razie nie poznaliśmy odpowiedzi na pytania o jej rolę. Z kolei Emily pisana jest z jednej strony jako osoba z wielkimi moralnymi wątpliwościami, a z drugiej jako silna kobieta, którą instynkt macierzyński, pcha do bezkompromisowych czynów. Oczywistym jest fakt, że niegodziwości Miguela skierują ją w końcu w ramiona Ezekiela, jednak na tę chwilę dwoistość jej natury może nieco razić.
Bardzo pozytywnie zaskakuje natomiast pierwszy tak rozbudowany wątek osobisty drugoplanowej postaci. Coco, wraz z matką oraz siostrą, będącą zarazem jego córką, tworzą rodzinę tak dysfunkcyjną, że aż strach myśleć, jak dalej potoczy się ich historia. Ten obyczajowy wątek ma wielki potencjał na eksplorację bardzo niepokojących i niepoprawnie politycznie rejonów, co daje olbrzymie pole do manewru kreatywnym twórcom. Czas pokaże, czy
Kurt Sutter w swoim stylu pojedzie tutaj po bandzie, czy raczej stonuje nastroje.
Serialowi
Mayans udało się już w czwartym odcinku zerwać ze spuścizną po
Sons of Anarchy i stać się pełnoprawnym serialem z własną ciekawą historią. Po premierowym epizodzie wydawało się to niemożliwe, a jednak – wystarczyły trzy kolejne odsłony i mamy wciągającą opowieść zrealizowaną w świetnym stylu.
Mayans MC nie wchodzi jeszcze tak głęboko w opowieść, abyśmy nie mogli oderwać wzroku od ekranu, ale w porównaniu z mało satysfakcjonującą premierą, poziom serialu ewidentnie zwyżkuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h