Ray Kroc (Michael Keaton) to charyzmatyczny biznesmen, który od lat walczy o swoje pięć minut sławy, jednak każdy jego pomysł przeradza się w klęskę. Szanse na realizację marzeń maleją z dnia na dzień. Jego najnowszy projekt – sprzedaż maszyn do robienia milkshake'ów – również okazuje się fiaskiem. Niespodziewanie otrzymuje zamówienie od nieznanej mu restauracji w Kalifornii. Tam poznaje braci McDonaldów, którzy wymyślili nowatorski system serwowania jedzenia w 30 sekund od złożenia zamówienia. Ray, zachwycony rewolucyjnym pomysłem, namawia braci do współpracy na zasadzie franczyzy i stworzenia sieci restauracji w całych Stanach Zjednoczonych. W miarę rozrastania się fastfoodowego imperium Ray chce mieć coraz więcej władzy, co niekoniecznie podoba się jego biznesowym partnerom. Zaczyna się przepychanka o wpływy i prawa do nazwy, którą teraz zna cały świat. Ostatnio Michael Keaton ma dobrą passę. Po świetnym Birdman i znakomitym Spotlight udało mu się zdobyć kolejną rolę, którą zapamiętamy na lata. Jego Ray Krock to ucieleśnienie amerykańskiego snu o potędze, zdobyciu wielkiej fortuny bez zważania na koszty finansowe i ludzkie. Ważny jest cel. Keaton znakomicie odnajduje się w roli marzyciela skurczybyka, który nie liczy się z nikim oprócz siebie. Jak sam mówi w jednej scenie: nigdy nie będzie w pełni zaspokojony rozmiarem sukcesu. Widz kupuje tę postać od razu. Pomimo jego wielu wad trudno go nie lubić. Podobnie jest zresztą z postaciami innowacyjnych, ale strasznie naiwnych braci Dicka i Maca McDonald. Zarówno Nick Offerman, jak i John Carroll Lynch nadają swoim bohaterom szlachetności. Nie sposób im nie kibicować w walce z nastawionym na szybki zysk Krockiem, choć od początku wiemy, jaki będzie końcowy wynik tej potyczki. The Founder to znakomita lekcja biznesu, w którym nie liczy się wykonanie czy jakość, ale pomysł. Na ten aspekt sprawy największy nacisk położył właśnie reżyser John Lee Hancock. Bohaterowie są tutaj tylko tłem do pokazania, jak bezwzględny jest amerykański rynek dla małych przedsiębiorców, za którymi nie stoi armia dobrze opłaconych prawników. W jednej z drugoplanowych ról zobaczymy Laurę Dern jako żonę głównego bohatera – Ethel Kroc. Twórcy nie wysilili się zbytnio nad rozwinięciem jej roli. Poza pokazaniem jej jako typowej kury domowej czekającej na powrót męża i żyjącej jedynie wyjściami do pobliskiego biznes clubu, by spotkać się z zamożnymi znajomymi, nie wiemy o niej nic. Twórcy postanowili, poniekąd słusznie, nie skupiać się na życiu prywatnym Krocka, a jedynie na jego staraniach, by stworzyć najlepszą i największą sieć fastfoodową w kraju. Dzięki temu widz nie gubi wątków, a i tak widzi, jak wygląda życie intymne tego początkującego rekina biznesu. Ogromnym atutem tego filmu jest dobrze napisany scenariusz autorstwa Roberta D. Siegela, twórcy między innymi Zapaśnika. Nie zadręcza widza szczegółami i niuansami prawnymi, za to w szybkim tempie i na skróty pokazuje pełne działania głównego bohatera. Dzięki temu cały film wciąga i intryguje. McImperium na pewno zmieni Wasz sposób postrzegania sieci McDonald's. Pominę debatę o walorach smakowych, nie będę też komentować, czy ich jedzenie jest zdrowe czy nie. Po prostu przygotujcie się na to, że mniej przychylnie będziecie patrzeć na restaurację ze złotymi łukami, znając jej pełną historię powstania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj