Mia, wraz matką, ojcem i młodszym bratem przeprowadza się z Londynu do Południowej Afryki. Tutaj rodzina ma zarządzać farmą wielkich kotów. To właśnie w tym miejscu rodzi się niezwykły biały lew. Charlie – bo tak zostaje nazwany nowy mieszkaniec afrykańskiego gospodarstwa zaprzyjaźnia się z Mią, która ma poważne problemy z aklimatyzacją. Para szybko staje się nierozłączna. Lew jednak dorasta i zaczyna być niebezpieczny dla ludzi. Głowa rodziny, dbając o bezpieczeństwo córki, postanawia sprzedać drapieżnika. Mia nie może się z tym pogodzić. Wkrótce odkrywa ponurą tajemnicę swojej familii. Okazuje się, że wszystkie lwy na farmie są w wielkim niebezpieczeństwie. Mia et le lion blanc to francuski film przygodowy skierowany do młodych widzów. Obraz ma ekologiczne przesłanie. Pokazuje jak delikatna jest afrykańska fauna i jak destrukcyjne zapędy wobec niej ma człowiek. Film skupia się również na takich wartościach jak rodzina, przyjaźń, szacunek do ludzi i zwierząt, tolerancja. Główna bohaterka ze zbuntowanej nastolatki przeradza się w pewną siebie dziewczynę, która dzięki wielkiej odwadze osiąga sukces. Z tą postacią młodzi ludzie mogą się identyfikować. Film jasno rozgranicza dobro i zło, głośno krytykując tych, którzy nie szanują przyrody. Jego misję i proekologiczne zaangażowanie podkreśla końcówka i komentarz dający młodym widzom dużo do myślenia.
fot. Canal+
Mia i biały lew nie jest więc filmem o niczym. W odróżnieniu od Pies, który wrócił do domu nie skupia się na rozrywce, a próbuje przekazać pewne wartości. W dość dobitny sposób daje nam do zrozumienia, że to ludzie są odpowiedzialni za cierpienie zwierząt. W niecny proceder, zagrażający życiu lwów, jest zamieszana nawet rodzina głównej bohaterki. W poprawnych politycznie filmach familijnych rzadko kiedy pokazuje się rodzicieli w negatywnym świetle. Tutaj ma to miejsce, choć w końcówce, niektórzy bohaterowie mogą się zrehabilitować. Film ma ważne przesłanie czy jednak artystycznie też znajduje się na wysokim poziomie? Niestety nie – obraz leży pod względem scenariuszowym i reżyserskim. Mia i biały lew cierpi na wszystkie bolączki współczesnych produkcji familijnych. Momentami jest tak nieudolnie, że znużenie ogarnia zarówno dorosłych, jak i młodych widzów. Postacie nie mają żadnej podbudowy – są płaskie i bezbarwne. Dalszy plan praktycznie nie istnieje – liczy się jedynie Mia i jej rodzina. W drugiej połowie filmu pojawiają się tak olbrzymie dziury logiczne, że nawet dzieci zaczynają kwestionować sens niektórych wydarzeń. Główna bohaterka przemierza wsie, pola i miasta wraz z drapieżnym lwem, a jej rodzice spokojnie piją sobie herbatę. Nikt nie potrafi zatrzymać nastolatki, która niczym Indiana Jones osiąga swój cel. Uproszczenia fabularne wołają o pomstę do nieba. Twórcy chowają się za ekologicznym przesłaniem, rzucając od czasu do czasu jakąś mądrością. W imię idei, pozwalają opowieści zejść na manowce, a pod koniec zupełnie rozejść się w szwach. Co gorsza, historia prawie całkowicie pozbawiona jest humoru. Jeśli takowy się pojawia, to ma charakter „dobranockowy”. Znamienne jest to, że w kinie podczas seansu śmiech unosił się tylko w momentach, gdy na ekranie lew coś przewrócił, pogryzł czy zjadł. Oczywistym jest fakt, że w produkcjach familijnych scenariusz musi być skrojony pod młodych widzów, ale twórcy zdecydowanie potraktowali dzieci po macoszemu, bagatelizując ich inteligencję i gust. Fabularnie opowieść leży – to jedna z gorszych produkcji dla całej rodziny pod tym względem. Całe szczęście Mia i lew broni się w kwestiach audiowizualnych. Historia o Afryce nie może obejść się bez pięknych zdjęć plenerowych. Takowe przepełniają film, choć nie ma ich w nadmiarze. Nieco słabiej wypadają sceny ze zwierzętami. Biały lew jest tutaj w centrum akcji. Segmenty z jego udziałem opierają się na treserskich sztuczkach. Charlie wskakuje na stół, Charlie przytula Mię, Charlie gra w piłkę. Trzeba pochwalić twórców za to, że udało im się nakręcić film z prawdziwymi, dzikimi zwierzętami, ale można było je fabularnie zagospodarować nieco sprawniej. Nie zmienia to faktu, że miło patrzy się na słodkiego kociaka, hasającego sobie radośnie wraz z główną bohaterką.
fot. Canal+
Na koniec warto powiedzieć kilka słów o aktorach występujących w tym obrazie. Z pewnością większość widzów kojarzy artystkę wcielającą się w matkę Mii. Mélanie Laurent wystąpiła między innymi w Inglourious Basterds Quentin Tarantino. Tutaj jednak nawet nie próbowała zaangażować się aktorsko. To samo dotyczy pozostałych wykonawców. Daniah De Villiers portretująca główną bohaterkę, również za bardzo się nie postarała, a szkoda, bo będąc na pierwszym planie, mogła lepiej wykorzystać ten ważny moment w swojej karierze. Czarę goryczy przepełnia polski dubbing, który woła o pomstę do nieba. Wyjątkowo źle się tego słucha. Mia i biały lew to słaby film na ważny temat. Warto go obejrzeć, aby dowiedzieć się, w jak wielkim zagrożeniu są lwy we współczesnym świecie. Myślę, że mało kto zdaje sobie sprawę, że zwierzęta te znajdują się w przededniu wyginięcia. Wszystko to za sprawą ludzi, którzy urządzają polowanie dla własnej przyjemności. Ten temat zdecydowanie zasługuje na poważne ujęcie. Niestety Mia i biały lew takowym nie jest.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj