Po seansie dwóch pierwszych odcinków trzeciego sezonu miłośnicy twórczości David Lynch powinni być wniebowzięci. Po dyskusyjnym Inland Empire artysta wraca w fenomenalnej formie. Premierowe odcinki Twin Peaks to pod względem realizacyjnym i fabularnym prawdziwy majstersztyk. Reżyser nie dość, że idealnie wpasował się w ramy telewizyjnego serialu, to jeszcze zachował niezależność artystyczną, autorski styl i dość mocno pofolgował sobie przy kreowaniu świata serialu. Lynch pozwala sobie na naprawdę dużo. Widać to szczególnie w drugim odcinku. Jego wizja artystyczna jest bezkompromisowa i zupełnie nie cierpi w zderzeniu z bezlitosnymi prawami rządzącymi współczesną telewizją. Początek ostatniego sezonu Miasteczka Twin Peaks bardzo czytelnie nawiązuje praktycznie do całej filmografii tego kultowego artysty. Może to być zarówno zaletą, jak i wadą trzeciej odsłony. To, do czego przyzwyczaiło nas Miasteczko Twin Peaks w dwóch pierwszych sezonach, jest jedynie częścią składową większej całości. Stanowi element estetyki, ale nie jest dominującą narracją. W najnowszych epizodach Twin Peaks dużą rolę odgrywa stylistyka znana z takich obrazów jak Lost Highway, Mulholland Dr., Wild at Heart czy nawet Głowa do wycierania. Jest też dużo nowych, kreatywnych rozwiązań. Czy jednak zostało zachowane to, co czyniło Miasteczko Twin Peaks pozycją wyjątkową? Czy możemy znów delektować się tym unikatowym, eterycznym i nieuchwytnym nastrojem? Jak najbardziej. Klimat aż wylewa się z ekranu. Jest on po prostu inny, niż to, co pamiętamy z dwóch pierwszych sezonów. Oczywiście wiele elementów zostało zachowanych i w klarowny sposób nawiązują one do tego, za co kochamy Twin Peaks. Dla satysfakcjonującego odbioru bieżącej odsłony najlepiej jednak porzucić oczekiwania i dać się porwać nowej wizji Davida Lyncha. Zawiodą się gorzko ci, którzy spodziewali się bezpośredniej kontynuacji Miasteczka Twin Peaks zarówno w narracji, fabule, jak i w klimacie. Już po pierwszych minutach premierowego odcinka widać, że mamy tu do czynienia z czymś zupełnie innym. Tym razem historia nie ma charakteru kameralnego i nie skupia się na mrocznych przeżyciach młodych ludzi u progu dorosłości w małym, odciętym od świata miasteczku. Lasy Twin Peaks stanowią na razie element krajobrazu, a nie motyw przewodni. Samo Twin Peaks także nie jest głównym miejscem akcji. W dwóch pierwszych epizodach obserwujemy wydarzenia rozgrywające się między innymi w Nowym Jorku, Las Vegas czy Dakocie. Historia jest dużo bardziej rozbudowana. Widać, że David Lynch i Mark Frost postanowili wykorzystać formułę serialu i stworzyć coś naprawdę dużego. Kolejna rzecz, która w sposób znaczący odróżnia bieżącą odsłonę od dwóch poprzednich serii, to inny rodzaj charyzmy głównego bohatera. Dale Cooper jest kluczową postacią trzeciego sezonu, podobnie, jak był fundamentalny dla fabuły 26 lat temu. Wtedy widzowie zachwycali się jego usposobieniem, pogodą ducha i pozytywnym charakterem. Teraz dostajemy coś z zupełnie innej beczki. Co wrażliwsi podczas pierwszego spotkania z tym bohaterem mogą doznać szoku. Postać ta robi piorunujące wrażenie. Niczym nie przypomina poczciwego agenta FBI z wcześniejszych serii. Wciąż jednak jest hipnotyzująca i fascynująca, tylko że w inny sposób. Cooper stanowi zdecydowanie największą siłę pierwszych odcinków trzeciego sezonu. Napędza akcję, buduje nastrój i odgrywa istotną rolę w kreowaniu nowej estetyki serialu. Podczas seansu premierowych odcinków powinni być zadowoleni ci, którzy narzekali na zbyt mało Czarnej Chaty w pierwszym i drugim sezonie. Teraz jest jej pod dostatkiem. To właśnie to miejsce stanowi platformę do realizacji najbardziej surrealistycznych i nieokiełznanych pomysłów Davida Lyncha. Niektóre rozwiązania fabularne tam zastosowane mogą zniesmaczyć, inne zirytować. Część widzów może w tym momencie odrzucić proponowaną stylistykę jako wydumaną, przerysowaną i pretensjonalną. Pamiętajmy jednak, że David Lynch stosował podobne zabiegi już wcześniej. Ci, którzy przypomną sobie kreaturę z Głowy do wycierania, lilipucich ludzi z Mulholland Drive czy fantasmagoryczny ciąg abstrakcji z Inland Empire, podejdą do tych dyskusyjnych segmentów w sposób otwarty. Pozostali, no cóż… David Lynch jest artystą w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Jak widać, obce są mu kompromisy w kreowaniu swojej wizji i tylko od widza zależy, czy podejdzie do niej w sposób przychylny. Nie da się ukryć, że tego typu twórczość jest towarem deficytowym we współczesnej telewizji i warto z niej czerpać, bo to sztuka pełną gębą. Dziwaczna, dzika, nieokiełznana, ale wciąż sztuka wysokich lotów. W pierwszych odcinkach trzeciego sezonu pojawia się kilka dobrze znanych nam postaci. Na razie nie odgrywają one kluczowej roli w głównym wątku fabularnym. Wyjątkiem tutaj jest zastępca szeryfa Hawk, który już na samym początku trafia na pewien trop. Pozostałych spotykamy podczas codziennych czynności, inne nawiedzają nas w Czarnej Chacie. Ben Horne, James Hurley, Leland Palmer, doktor Jacoby – to tylko niektórzy powracający bohaterowie. Najciekawszą kreację tworzy na pewno Laura Palmer, której to został poświęcony dość długi segment nawiązujący do jej wcześniejszych występów wśród czerwonych zasłon. W budowaniu scenariusza dla trzeciej serii David Lynch i Mark Frost chcieli wykorzystać optymalnie wszystkie postacie z poprzednich odsłon. Czy uda im się w logiczny sposób włączyć do wątku głównego wszystkich dostępnych bohaterów, czas pokaże. Jak na razie ich losy to drugi lub nawet trzeci plan… Czy osoby nie znające wcześniejszych sezonów Twin Peaks powinny sięgnąć po bieżącą odsłonę? Oczywiście dla pełnego i satysfakcjonującego odbioru tej produkcji wskazana jest znajomość zarówno wcześniejszych serii, jak i całej twórczości Davida Lyncha. Bez tego będzie dość trudno wyłapać liczne smaczki, szczegóły i nawiązania, które mogą się okazać kluczowe dla fabuły. Z drugiej jednak strony główny wątek fabularny stanowi pewną właśnie się rozpoczynającą całość. Losy Dale Coopera, jego działania i postępowanie można śledzić bez wcześniejszego zapoznania się z całą mitologią Twin Peaks. Poczynania głównego bohatera związane są z kilkoma innymi wątkami (dziejącymi się poza granicami Twin Peaks), które w żaden sposób nie nawiązują do tego, co znamy z wcześniejszych wydarzeń. Jednym słowem – da się, tylko po co? Zdecydowanie polecam zapoznanie się z historią Laury Palmer i Czarnej Chaty, aby móc czerpać pełną przyjemność z najnowszej odsłony Twin Peaks. Dwa pierwsze odcinki Miasteczka Twin Peaks spełniły swoją rolę. Wzbudziły zainteresowanie, zaintrygowały, wprowadziły w zdumienie, dały do myślenia, momentami oszołomiły. Fani twórczości Davida Lyncha powinni być usatysfakcjonowani z nawiązką. Miłośnicy serialu – zafascynowani kierunkiem, w jaki została rozszerzona mitologia Twin Peaks. Pozostali widzowie również powinni czuć zadowolenie, bo zaprezentowana historia ma w sobie moc i pazur, którego często brakuje w innych kinowo-telewizyjnych produkcjach. Najważniejsze jest jednak to, że udało się uratować klimat. Nie znam serialu telewizyjnego, który miałby tak niesamowity nastrój. Jak już wcześniej zostało wspomniane, jest on zupełnie inny niż ten z dwóch pierwszych sezonów, jednak wciąż potrafi wywołać dreszcze egzaltacji swoją dominującą i bezkompromisową siłą. Widocznie David Lynch tak ma. Jak nikt inny potrafi wprowadzić atmosferę, która nie opuszcza widza przez długi czas po seansie. Twin Peaks powróciło. Przed nami bardzo długi sezon, dzięki któremu będziemy mogli zasmakować prawdziwej sztuki na ekranach naszych telewizorów.
fot. Showtime
+8 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj