Historia Intruza to typowe romansidło, które (podobnie jak "Saga Zmierzch") opiera się na trójkącie pomiędzy kobietą i dwoma mężczyznami. W tym przypadku jednak owa kobieta jest kosmitką, a jej wybrańcy to ludzie. W istocie sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo w mieszkają w niej dwie osoby - kosmitka-pasożyt oraz człowiek-gospodarz, a każda z nich kocha innego. Takim sposobem śledzimy jej moralne i emocjonalne rozterki w świecie opanowanym przez owych pragnących pokoju i dobrobytu kosmitów.

Scenariusz Intruza jest sztandarowym przykładem tego, jak stworzyć dialogi, by podczas seansu zaczęły widzom krwawić uszy. Szczególnie tyczy się to banalnych rozmów o uczuciach pomiędzy kochankami. Dotychczas sądziłem, że to George Lucas nie wie, jak przedstawić romans na ekranie, a tutaj niespodzianka - Andrew Niccol pokazuje, że można zrobić to o wiele gorzej. Wszelkie sceny rozmów o uczuciach i emocjach kończą się bólem głowy, bo nie ma tu mowy o formie śmiesznej autoparodii jak w "Sadze Zmierzch". Niccol tworzy mdły romans bez odrobinki uczucia, w którym najgorzej wypadają obiekty westchnień bohaterki.

Jake Abel i Max Irons tworzą postacie płytkie, nijakie i momentami śmieszne. Tyczy się to szczególnie Jareda granego przez Ironsa, który pięknie obrazuje braku pomysłu i konsekwencji. W jednej scenie pragnie bronić bohaterki, by w następnej chcieć ją zabić bez żadnego powodu. Trudno mi uwierzyć, że aktor pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy, którego najważniejszym zadaniem w filmie jest umiejętne całowanie (z tym wiąże się kluczowy wątek filmu...), jest synem Jeremy'ego Ironsa. Jedynymi osobami, które swoją grą nie przynoszą wstydu swoim karierom, są Saoirse Ronan i William Hurt. Ronan daje z siebie minimum czegokolwiek, co powala jej zachować twarz w głównej roli. Potrafi dobrze nakreślić emocjonalne rozdarcie i wewnętrzną walkę. Hurt, jak to u niego zazwyczaj bywa, nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Nie ma znaczenia, w jak słabym filmie występuje.

Zwiastuny zapowiadały sceny akcji, a w istocie nie ma ich prawie w ogóle, bo to, co nam zaprezentowano, wywołuje uczucie zażenowania. Wszelka walka tzw. rebelii pozbawiona jest sensu i nie ma żadnego istotnego celu. Intruz to romans z elementami science fiction, które niczego nie wnoszą do filmu, bo są jedynie zmienną mającą odróżnić tę produkcję od wielu innych. Nie ma tu emocji, humoru ani ciekawej historii, a niektóre postacie (Ironsa, Abela) są tak zagrane, że można się zastanawiać, czy ten obraz miał w ogóle reżysera. Intruz to film edukacyjny, bo uczy nas prawd o filmowym rzemiośle. Bezkompromisowo pokazuje nam, jak nie powinno się tworzyć, abyśmy byli w stanie doceniać te produkcje, które są przynajmniej przeciętne.

Film wydano w standardowym amarayu. Na płycie mamy dostępny dwie ścieżki dźwiękowe w 5.1. (w tym lektora) oraz polskie napisy. Miłym dodatkiem są w miarę ciekawe i warte obejrzenia wywiady z twórcami, które rzucają trochę światła na kulisy produkcji.

 

Wydanie DVD
Dodatki: zapowiedzi, wywiady
Język: angielski - 5.1, polski (lektor)
Napisy: polskie
Obraz: 16:9
Wydawca: Monolith
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj