Pomysł na mordercę zatrudniającego śmiertelnie chorych do zabijania na jego życzenie jest sam w sobie jak najbardziej interesujący i niecodzienny. Problem związany jest bardziej z motywami Miltona Bobbita, które są banalne i nudne. Kiedy Red mówi, że to taki wyjątkowy wykonawca, który pracuje dla największych na całym świecie, można oczekiwać intrygującej historii z atrakcyjnym celem jego poczynań. Dlatego też, gdy okazuje się, że dla Miltona jest to sprawa osobista, czar gdzieś pryska, a fabuła nie potrafi już wywołać emocji, gdyż opiera się na ogranych i mało atrakcyjnie przedstawionych schematach. Kwintesencją jest nie najlepiej zrealizowany finał, który ani przez chwilę nie przekonuje. Bobbit chciał zemsty na lekarzu, ale pozwala go aresztować? To kłóci się z konceptem tej postaci, który sugeruje, że chciał go zabić. W końcu sądy w przypadku tak wpływowych ludzi nie zawsze wydają oczekiwany wyrok.
Lizzie i tablica to najnowszy duet Czarnej listy, który ma budować intrygę do końca sezonu. Poprzez osobę fałszywego brata Toma poznajemy kilka drobnych informacji o tym, kto ich wynajął oraz dlaczego. Wszystko znowu zwraca się w stronę Reddingtona, ponieważ wygląda na to, że za sterami stoi jakiś jego nieprzyjaciel. Można przypuszczać, że tajna organizacja w Berlinie może być związana z postacią graną przez Alana Aldę w kilku poprzednich odcinkach. Wówczas wyraźnie zasugerowano głębszy konflikt pomiędzy panami, więc naturalnym tego elementem byłoby takie działanie w związku z Lizzie. Nie zdziwię się, jeśli to pójdzie tymi torami.
[video-browser playlist="633675" suggest=""]
Dobrze wypada relacja Elizabeth z Tomem, gdy mężczyzna posuwa się do aktu desperacji z odnowieniem małżeńskich ślubów. Wyczuwalna jest w tych scenach nutka napięcia, kiedy każde słowo Lizzie jest nacechowane dwuznacznością, jadem i ukrytym potwierdzeniem, że ona wszystko wie. Ta gra w kotka i myszkę jest aż nadto wyraźna, ale Tom nie chce zaakceptować faktu, że prawda wyszła na jaw. Czyżby twórcy chcieli tym samym powiedzieć, że w istocie on coś do niej czuje? Oby jednak nie chciano wcisnąć nam romansu, ponieważ mógłby on popsuć cały koncept.
The Blacklist czasami jest serialem bardzo nierównym. Odcinki raz imponują pomysłem i emocjami, a raz, jak teraz, rozczarowują nudnym konceptem i brakiem wrażeń. Dobrze jednak, że relacja z Tomem rozwija się poprawnie, dlatego też osiemnastą odsłonę można zaliczyć do udanych.