Athena aka Penelope ma przemyślany plan, którym chce osiągnąć dwa cele: zemstę i odzyskanie ojca. Aby to zrobić, kobieta kradnie moc innym. Nieźle pokazano nam to w scenach z Freyą, którą kobieta manipuluje i wykorzystuje do tego, by zwiększyć potęgę, jaką potrzebuje. Nie spodziewałem się, że zabierze jej całą moc. Jest to bardzo interesujący zabieg rozwijający historię. Możemy spodziewać się, że końcowa konfrontacja Penelope z Joanną będzie efektowna i emocjonująca.
To, co w Witches of East End podoba mi się najbardziej, to dość oryginalne podejście do tematyki czarownic i ich pochodzenia. Trudno mi powiedzieć, ile w tym inwencji autorki książki, a ile twórców serialu, ale dobre jest to, że nie odtwarza się tutaj schematów z innych produkcji o podobnej tematyce. Motyw z tym, że czarownice pochodzą z Asgardu, jest interesujący oraz drzemie w nim ogromny potencjał na znakomity rozwój fabuły w kolejnym sezonie. Poznajemy te informacje głównie dzięki scenom w bibliotece. Zastanawia mnie postać pisarza. Podejrzewam, że wie więcej o czarownicach, niż wyjawia Ingrid.
[video-browser playlist="633620" suggest=""]
W tym wszystkim mieszane uczucia wywołuje konfrontacja Joanny z Wendy, która znajduje się pod wpływem magicznego artefaktu. Z jednej strony plus, bo poznajemy lepiej obie bohaterki, ich przeszłość oraz intrygujące fakty dotyczące męża Joanny oraz jej syna, którego pozostawiła w Asgardzie. Z drugiej jednak działanie Joanny jest bardzo niekonsekwentne i nieprzemyślane. Te sceny są na siłę przedłużane, bo bohaterka mogła szybciej spacyfikować Wendy, by odebrać jej przedmiot.
Pod wieloma względami jest to najlepszy odcinek Witches of East End. Ładnie i interesująco rozwinięto mitologię, zminimalizowano efekty mdłego romansu i zaintrygowano postacią graną przez Virginię Madsen.