Moon Knight to nietypowy bohater Marvela. Nie dość, że znajduje się na peryferiach uniwersum, to jeszcze najważniejsze historie z jego udziałem koncentrują się głównie na Chonsu i wszystkim tym, co związane z tą istotą. Nie każdy jest smakoszem takiej mistyczno-politeistycznej otoczki, w której główny bohater pełni funkcję pionka na szachownicy złowrogich bogów. Dodatkowo komiksy z udziałem Marca Spectora (oraz jego alter ego) nie są proste narracyjnie, a wpływ na to mają problemy psychiczne głównego bohatera. Nie dość, że protagonista funkcjonuje w kilku postaciach, to jeszcze scenarzyści bawią się rzeczywistością, przez co w wielu momentach nie wiadomo, czy to, co czytamy, dzieje się naprawdę. Moon Knight wyrobił sobie markę lektury nie dla każdego, więc już na wstępie recenzji należy zaznaczyć, że z omawianym komiksem sytuacja jest zupełnie inna. To historia, która powinna się spodobać każdemu fanowi superbohaterszczyzny. Powyższe nie oznacza, że tym razem zrezygnowano z motywu psychicznych problemów Marka Spectora. To cecha charakterystyczna tego superbohatera, wyróżniająca go na tle pozostałych herosów w trykotach. Rozegrano to w inny sposób – miejsce Chonsu zajęły najbardziej rozpoznawalne postacie Marvela. W głowie Spectora pojawili się Wolverine, Kapitan Ameryka i Spider-Man. Ich osobowości stały się elementami składowymi skomplikowanej psychiki Moon Knighta. Cechy każdego z nich zaczęły wpływać na jego postępowanie. Brutalność Logana, praworządność Rogersa i wrażliwość Parkera – Księżycowy Wojownik stał się zbiorem kontrastujących ze sobą postaw życiowych. Idealny punkt wyjścia do budowy skomplikowanej sylwetki charakterologicznej.
Egmont
Główni protagoniści Marvela odgrywają istotną rolę w komiksie nie bez przyczyny. Tym razem fabuła znajduje się w samym centrum uniwersum. Otóż w ręce Moon Knighta trafia głowa Ultrona – ikonicznego złoczyńcy, którego wszyscy znamy bardzo dobrze. Kto pożąda tego przedmiotu i do czego posunie się, żeby go zdobyć? Jaką potęgę kryje w sobie czerep robota? O co w zasadzie toczy się gra? Marc Spector, który jest dość niefrasobliwym hollywoodzkim producentem, rozpoczyna śledztwo w Los Angeles. Jako przedstawiciel Avengers na zachodnim wybrzeżu musi okiełznać złoczyńców na swoim terenie. A co, jeśli trafi na takiego, z którym Thor i Iron Man nie mogli sobie dać rady?
Moon Knight zaskakuje scenariuszem. W bardzo udany sposób łączy klasyczną marvelowską naparzankę z nieco bardziej zaawansowaną treścią spod znaku Toma Kinga. Autor, Brian Michael Bendis, dobrze pisze postacie – zarówno te znajdujące się na dalszym planie, jak i głównych protagonistów. Nikt tu nie jest traktowany po macoszemu. Nawet epizodyczni bohaterowie otrzymują co najmniej kilka klatek dialogowych, żeby zabłysnąć w interesujący sposób. Postacie są po prostu głębokie, na czym zyskują relacje między nimi oraz dialogi. Na tej płaszczyźnie wszystko jest bardzo naturalne i mimo fantastycznej konwencji w zręczny sposób czerpie ze schematów ludzkich zachowań obecnych w naszej rzeczywistości. To kolejny dowód na scenopisarski kunszt Bendisa. Koronną kreacją jest tu na pewno, wspaniały w swojej niedoskonałości, główny bohater. Spector jest chaotyczny, zagubiony i zdolny do wszystkiego. W jego szaleństwie jest jednak metoda, co czyni go absolutnie wyjątkowym superherosem. Moon Knight dobrze równoważy motywy dramatyczne z czystą akcją. Jak na marvelowską historię przystało, w komiksie jest dużo klasycznego mordobicia. Również w tym segmencie twórcy próbują nieco urozmaicić standardy. Dostajemy kilka zaskakujących sekwencji, w tym zupełnie niespodziewaną śmierć w krytycznym momencie opowieści. Moon Knight nie walczy w stereotypowy sposób. Jego chaotyczny styl owocuje bardzo dziwnymi rozwiązaniami, którym daleko do sztampy. Wystarczy wspomnieć, że bohater podczas starć używa tarczy Kapitana Ameryki, pazurów Wolverine’a i sieci Spider-Mana. Spector przejmuje więc od nich nie tylko sposób myślenia, ale też metody działania. W komiksie jest dużo więcej podobnych smaczków. Moon Knight to marvelowska rozrywka, która z jednej strony przynosi multum znajomych motywów, z drugiej w miejscach, w których spodziewamy się schematów, znajdują się oryginalne rozwiązania. Komiks może nas mile zaskoczyć również w warstwie graficznej, bo dominuje w nim mrok, a charakterystyczna kreska Alexa Maleeva dobrze koresponduje z chaosem przepełniającym głowę Marka Spectora. Fanom Batmana na pewno spodoba się podjęta konwencja. Moon Knight to jeden z lepszych marvelowskich komiksów ostatnich lat, a fakt, że skupia się na bohaterze, który działa w nieco mniej znanych rejonach uniwersum, dodaje mu tylko kolorytu. To jedna z tych pozycji, która zadowoli zarówno niedzielnych fanów superbohaterszczyzny, jak i amatorów nieco bardziej wysublimowanych treści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj