Ktoś w bestialski sposób morduje młode kobiety, najpierw je torturując, a następnie, gdy wciąż jeszcze żyją, ucinając im piersi. Modus operandi sprawcy do złudzenia przypomina metody działania cieszącego się niegdyś złą sławą Daniela Danielle, który kilka lat wcześniej zginął podczas huraganu - tak przynajmniej uznano, bowiem ciała nigdy nie odnaleziono. Czyżby groźny morderca powrócił? A może doczekał się naśladowcy? Agencja Quinna musi pomóc nowojorskiej policji rozwiązać jeszcze jedną trudną sprawę.
Mam poważny problem z kryminałami Johna Lutza. Niby czyta się je dobrze, a bohaterowie są sympatyczni, ale gdzieś w zakamarkach świadomości zapala się lampka, że autor do pisania podchodzi z nastawieniem "jakoś to będzie", nieszczególnie planując wszystko z wyprzedzeniem. Niejednokrotnie podczas lektury można dojść do wniosku, że historia nie została odpowiednio przemyślana.
Puls na pewno jest lepszy od Seryjnego, w którym zakończenie zawodziło na całej linii i było wzięte z tej części ciała, do której światło nie dochodzi. Kilkaset stron śledztwa i tajemnic po to tylko, żeby w finale dowiedzieć się, iż mordercą mógł być dosłownie każdy, bo pisarz w żaden sposób nie zasugerował nawet, że winnym całego zamieszania jest właśnie ta, a nie inna osoba, ani tym bardziej nie stworzył jakiejkolwiek podwaliny pod zaserwowane rozwiązanie. Całość funkcjonowała na zasadzie "bo tak". W najnowszej powieści widać w tym względzie postęp, wszystko ma jakieś ręce i nogi, chociaż do ideału wciąż trochę brakuje.
Lutz nie potrafi wykreować ciekawych złoczyńców. Owszem, czyni z nich potworów, którzy w brutalny sposób rozprawiają się ze swoimi ofiarami, ale to w zasadzie wszystko, co można o nich powiedzieć. Brak im charakteru, wyraźnie nakreślonej motywacji, a w szczególności jakiegoś tła dla tych antagonistów, które czyniłoby ich choć trochę atrakcyjnymi. O Hannibalu Lecterze można pisać rozprawki, zaś o Danielu Danielle bądź też jego naśladowcy - góra dwa, trzy zdania.
Jeśli jednak przymknąć oko na ten mankament, to Puls potrafi dostarczyć świetnej rozrywki. Sal z Haroldem wciąż sobie dogryzają, Fedderman nadal chodzi w ubraniach wyglądających jak z gardła wyjęte, a Pearl to twarda babka, której lepiej nie denerwować, chociaż Niftowi sprawia to akurat przyjemność. Jest jeszcze mający problemy z alkoholem geniusz informatyczny Lido oraz sam Quinn, którego bystry umysł i wytrwałość w dążeniu do prawdy sprawiają, że jest najlepszy w swoim fachu. Pracownicy i współpracownicy QUiZ to bez wątpienia mieszanka interesujących i zabawnych indywiduów, do których łatwo zapałać sympatią. Teraz dochodzi jeszcze jedna nie mniej ciekawa postać imieniem Jody, ale o niej sza, bo o tym, kim dokładnie jest, najlepiej przekonać się samemu.
Wątek morderstw nie jest jedynym. W powieści przewija się także motyw uczelni wyższej Waycliffe i jej mrocznych sekretów, jak również kancelarii prawniczej chroniącej interesów firmy deweloperskiej próbującej pozbyć się niechcianej lokatorki. Wszystkie te elementy ostatecznie się splatają, znajdując swoje rozwiązanie w finale.
Puls to udany kryminał, który potrafi wciągnąć bez reszty, ale nie sposób postawić go obok klasyki gatunku. To raczej lekka rozrywka pozbawiona głębi, w której więcej jest humoru niż rzeczywistego napięcia. Wprawdzie naprawia część błędów poprzednika, lecz mimo tego jest to tytuł, który za kilka miesięcy całkowicie uleci z głowy. Niemniej jako niezobowiązująca lektura swoje zadanie spełnia.
Hatak.pl jest patronem medialnym wydawnictwa.