Mort Cinder to przykład komiksowej klasyki, która wcale się nie starzeje. Nadal jest to świetna propozycja dla osób lubiących opowieści niesamowite i nutkę grozy.
Seria
Mort Cinder narodziła się ponad pół wieku temu. Wtedy to scenarzysta
Hector German Oesterheld i rysownik
Alberto Breccia połączyli siły, by stworzyć fantastyczną powieść graficzną publikowaną w odcinkach o tytułowym Morcie Cinderze: człowieku, który raz po raz wstaje z grobu i przeżywa niesamowite, często nadnaturalne przygody.
Zanim jednak do nich dojdziemy, twórcy serwują nam historię z punktu widzenia świadka. Wiekowy już antykwariusz otrzymuje tajemniczą przesyłkę, a wokół niego zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Splot wydarzeń – a raczej narracyjne przeznaczenie – kierują go do Morta Cindera, który po raz kolejny wstaje z martwych. Wspólnie, nie bez przeszkód i dramatycznych wydarzeń, będą musieli się przeciwstawić naukowcowi kontrolującemu umysły zoperowanych przez siebie ludzi.
Późniejsze historie, już nie tak długie i rozbudowane, najczęściej zbudowane są wokół jakiegoś wspomnienia i przedmiotu, który trafia do antykwariatu. Budzi to wspomnienia Morta, ewentualnie dochodzi do nadnaturalnych wydarzeń, którym trzeba przeciwdziałać. I tak razem z bohaterem (a czasem nawet bohaterami) przyjdzie nam się przenieść chociażby w okres I wojny światowej, bitwy pod Termopilami czy na statek niewolniczy. Będzie tu obecna indiańska magia, historia zrabowanej fortuny, a nawet pozaziemskie istoty.
Jak widać w komiksie wykorzystanych jest wiele obecnie już klasycznych motywów z popkultury, aczkolwiek kilkadziesiąt lat temu nie było ta aż tak oczywiste. Oczywiście w Morcie Cinderze pobrzmiewają chociażby echa prozy H.P. Lovecrafta (ducha, a nie konkretnych odwołań) i szeroko pojętych powieści gotyckich. Fabularnie są to epizody proste, ale niepozbawione uroku i atmosfery niepewności.
Pomijając warstwę fabularną stojącą wszakże na wysokim poziomie, to wyróżnikiem
Morta Cindera jest warstwa graficzna. Czarno-białe rysunki raczej nieznanego u nas artysty Alberto Breccii. Wyraziste, pełne detali, świetnie oddające klimat opowieści – można tę historię śledzić tylko dla nich; tym bardziej, że prace Brecii wywarły wpływ na wielu późniejszych twórców. Jedyny mały minus to twarze, nieco za bało zróżnicowane, zniszczone czy zmęczone życiem. Po części jest to fabularnie zrozumiałe, ale nie w każdym przypadku.
Sięgając po (nie tylko!) komiksy sprzed kilkudziesięciu lat, zawsze ma się odrobinę obawy, czy ich dzisiejszy odbiór będzie satysfakcjonujący.
Mort Cinder jest świetnym przykładem na to, że rzeczy dobre, oparte na uniwersalnych schematach i nieprzekombinowane, potrafią działać na czytelnika po latach. Tak jak Conan nadal fascynuje, tak i losy Morta Cindera potrafi przemówić do naszej wyobraźni.
Dodatkowym atutem tego albumu są interesujące materiały dodatkowe, a przede wszystkim szkic przedstawiający Breccię, wzbogacony o scenariusz niezrealizowanego komiksu. Takie treści powinny się znajdować w albumach prezentujących już poniekąd historyczne pozycje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h