Alberto Breccia to chyba ostatni wielki mistrz komiksu nieobecny dotąd na polskim rynku. Na inspiracje jego twórczością powołują się tacy giganci jak Mike Mignola i Frank Miller. Mort Cinder to jedno z jego najwybitniejszych osiągnięć. Stworzony we współpracy z wybitnym argentyńskim pisarzem i dziennikarzem Héctorem Germánem Oesterheldem, Mort Cinder jest horrorem z wyraźnym politycznym podtekstem i genialną, wyprzedzającą swoją epokę warstwą wizualną.
Premiera (Świat)
19 lutego 1964Premiera (Polska)
26 września 2018Polskie tłumaczenie
Iwona Michałowska-Gabrych, Patrycja ZarawskaLiczba stron
224Autor:
Alberto Breccia, Hector German OesterheldKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Non Stop Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Seria Mort Cinder narodziła się ponad pół wieku temu. Wtedy to scenarzysta Hector German Oesterheld i rysownik Alberto Breccia połączyli siły, by stworzyć fantastyczną powieść graficzną publikowaną w odcinkach o tytułowym Morcie Cinderze: człowieku, który raz po raz wstaje z grobu i przeżywa niesamowite, często nadnaturalne przygody.
Zanim jednak do nich dojdziemy, twórcy serwują nam historię z punktu widzenia świadka. Wiekowy już antykwariusz otrzymuje tajemniczą przesyłkę, a wokół niego zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Splot wydarzeń – a raczej narracyjne przeznaczenie – kierują go do Morta Cindera, który po raz kolejny wstaje z martwych. Wspólnie, nie bez przeszkód i dramatycznych wydarzeń, będą musieli się przeciwstawić naukowcowi kontrolującemu umysły zoperowanych przez siebie ludzi.
Późniejsze historie, już nie tak długie i rozbudowane, najczęściej zbudowane są wokół jakiegoś wspomnienia i przedmiotu, który trafia do antykwariatu. Budzi to wspomnienia Morta, ewentualnie dochodzi do nadnaturalnych wydarzeń, którym trzeba przeciwdziałać. I tak razem z bohaterem (a czasem nawet bohaterami) przyjdzie nam się przenieść chociażby w okres I wojny światowej, bitwy pod Termopilami czy na statek niewolniczy. Będzie tu obecna indiańska magia, historia zrabowanej fortuny, a nawet pozaziemskie istoty.
Jak widać w komiksie wykorzystanych jest wiele obecnie już klasycznych motywów z popkultury, aczkolwiek kilkadziesiąt lat temu nie było ta aż tak oczywiste. Oczywiście w Morcie Cinderze pobrzmiewają chociażby echa prozy H.P. Lovecrafta (ducha, a nie konkretnych odwołań) i szeroko pojętych powieści gotyckich. Fabularnie są to epizody proste, ale niepozbawione uroku i atmosfery niepewności.
Pomijając warstwę fabularną stojącą wszakże na wysokim poziomie, to wyróżnikiem Morta Cindera jest warstwa graficzna. Czarno-białe rysunki raczej nieznanego u nas artysty Alberto Breccii. Wyraziste, pełne detali, świetnie oddające klimat opowieści – można tę historię śledzić tylko dla nich; tym bardziej, że prace Brecii wywarły wpływ na wielu późniejszych twórców. Jedyny mały minus to twarze, nieco za bało zróżnicowane, zniszczone czy zmęczone życiem. Po części jest to fabularnie zrozumiałe, ale nie w każdym przypadku.
Sięgając po (nie tylko!) komiksy sprzed kilkudziesięciu lat, zawsze ma się odrobinę obawy, czy ich dzisiejszy odbiór będzie satysfakcjonujący. Mort Cinder jest świetnym przykładem na to, że rzeczy dobre, oparte na uniwersalnych schematach i nieprzekombinowane, potrafią działać na czytelnika po latach. Tak jak Conan nadal fascynuje, tak i losy Morta Cindera potrafi przemówić do naszej wyobraźni.
Dodatkowym atutem tego albumu są interesujące materiały dodatkowe, a przede wszystkim szkic przedstawiający Breccię, wzbogacony o scenariusz niezrealizowanego komiksu. Takie treści powinny się znajdować w albumach prezentujących już poniekąd historyczne pozycje.