Warner Bros. i DC Comics w tym roku przygotowali 2 komiksowe prequele gier, których premiery nastąpią na przestrzeni kilku miesięcy. Przyglądamy się pierwszemu z nich - "Mortal Kombat X #1".
Podobnie jak to było w przypadku gry "InJustice: Gods Among Us", DC przygotowało serię komiksów towarzyszących premierze. Do jakich rozmiarów "InJustice" się rozrosło - widzimy sami. "Mortal Kombat X" ma zadatki na to, żeby osiągnąć podobny sukces. Pierwszy zeszyt w cyfrowym wydaniu dostępny jest już na wirtualnych półkach sklepowych wydawnictwa DC Comics; papierowe wydanie zbiorcze pojawi się w sklepach dopiero w kwietniu, ale czy warto zawracać sobie głowę historią przedstawioną w graficznej opowieści Shawna Kittelsena? Zdecydowanie tak.
Czytaj także: Będzie komiks "Batman: Arkham Knight"
"Mortal Kombat X #1" skupia się na przedstawieniu dalszych losów wojownika imieniem Kenshi zaraz po wydarzeniach z gry „Mortal Kombat 9". Nie tylko ślepy mistrz sztuk walk pojawia się jednak na kartach komiksu - oprócz niego zobaczyć możemy Scorpiona, Hsu Hao oraz Sub-Zero, który dostępny jest również w alternatywnej wersji okładki 1. zeszytu. Rdzeń wydarzeń przedstawionych w "Mortal Kombat X #1" umiejscowiony jest w teraźniejszości, aczkolwiek sporo plansz komiksu to retrospekcje wyjaśniające obecne położenie Kenshiego i jego sytuację. Tworząc scenariusz prequela gry "Mortal Kombat X", Shawn Kittelsen starał się w przejrzysty sposób przedstawić aktualne wydarzenia tak, aby były one interesujące zarówno dla odbiorcy obeznanego w świecie „Mortal Kombat”, jak i laika, który dopiero zaczyna przygodę z serią. Starał się.
Doskonale wyszło mu wprowadzenie do opowieści tych, którzy mogą pochwalić się wiedzą o „Mortal Kombat”. Pozostali czytelnicy raczej odpuszczą sobie komiks po zapoznaniu się z "Mortal Kombat X #1", a szkoda, bo można było to lepiej rozegrać i nikt nie miałby za złe, gdyby przed właściwą częścią rysunkowej opowieści pojawiło się krótkie wprowadzenie do aktualnych wydarzeń. Szczególnie że z opisu kolejnych zeszytów wychodzi na to, iż będzie jeszcze ciekawiej.
Zapewne wielu z Was zastanawia się, czy "Mortal Kombat X #1" trzyma poziom brutalności znany z gier wideo. Krew, obrzydliwy brutalizm, fatality – z tego słynie seria „Mortal Kombat”, która pod postacią elektronicznej rozrywki bawi nas już od 1992 roku. To znak rozpoznawczy, bez którego nie da się obejść, i tak też uważa Shawn Kittelsen. W "Mortal Kombat X #1" znajdziecie kilka soczystych kadrów, w większości tych z udziałem Scorpiona, o których można powiedzieć, że trzymają poziom, aczkolwiek większość ilustracji jest stonowana. Postarano się zachować równowagę pomiędzy brutalnymi scenami a łagodnym wprowadzeniem w historię, która ma potencjał. Czy zostanie on spożytkowany właściwie – przekonamy się w kolejnych numerach. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że w "Mortal Kombat X #1" brutalność nie jest na pierwszym planie.
Dexter Soy (rysunek) wspólnie z Veronicą Gandini, która odpowiadała za kolor "Mortal Kombat X #1", przyłożyli się do swej pracy. Soy wiernie odwzorował wizerunki postaci, które doskonale znamy i z którymi część z nas się wychowała, z kolei Gandini tchnęła w nie nowe życie, nadając im żywszych barw. W komiksie próżno szukać mrocznego klimatu, jaki często towarzyszył grom spod szyldu „MK” - historia rysunkowa raczej stara się znaleźć swój własny styl, co ostatecznie się udaje i nawet nie wygląda tak tragicznie.
Czytaj także: „The Wake”, „Saga #2″, „Justice” – zapowiedzi Mucha Comics
Czy "Mortal Kombat X #1" spełni Wasze oczekiwania? Hardkorowi fani wszystkiego, co związane z „Mortal Kombat”, będą zachwyceni. Nieobeznani w świecie, który stworzyli Ed Boon i John Tobias, poczują się zagubieni. Natomiast niezaprzeczalny jest fakt, że 1. zeszyt wprowadza do czegoś większego, co - mam nadzieję - na dobre rozwinie skrzydła w pełnym wydaniu i zakończy się solidnym przytupem w grze "Mortal Kombat X", której premiera już 17 kwietnia, a więc tydzień po tym, jak do sklepów trafi kompletna edycja komiksu.
grafika główna: DC Comics