Horrorów oscylujących wokół tematyki ciężarnej kobiety i jej mrocznych problemów było już wiele. Mroczne wizje próbują zmierzyć się z tym tematem, odkrywając go przed współczesnym widzem na nowo.
Główną bohaterką filmu Kevina Greuterta jest młoda Eveleigh (w tej roli urocza jak zwykle Isla Fisher). Chcąc w spokoju przeżyć ostatnie miesiące ciąży, przeprowadza się wraz z mężem na wieś do malowniczo położonego domostwa. Jak to jednak zwykle bywa, coś, co na pierwszy rzut oka zachwyca, tak naprawdę będzie skrywać mroczne tajemnice. Po jakimś czasie kobietę zaczną prześladować senne koszmary z zakapturzoną postacią w roli głównej, które z czasem będą przybierać coraz bardziej sugestywny charakter...
Visions w dość nieudolny sposób próbują podążać drogą zapoczątkowaną przez kultowy film Romana Polańskiego. Tam jednak, gdzie Dziecko Rosemary skutecznie budowało napięcie i poczucie osaczenia, w Mrocznych wizjach wszystko wygląda tak, jakby robione było na pól gwizdka. Klasyczne chwyty horrorowe z mrocznymi cieniami, jump scare'ami i grupą dziwnych nieznajomych wypadają co najwyżej letnio, szczególnie dla kogoś, kto podobnych horrorów widział już kilka i wie, z czym może mieć do czynienia. Rozwikłanie tajemnicy wydaje się wtedy dużo łatwiejsze. Na duży plus z pewnością wypada świetnie zarysowany małomiasteczkowy klimat, który ciągnie fabułę do przodu tam, gdzie kuleje sama historia. Buduje duszny klimat niepokoju i tajemnicy według teorii, że największe lęki kryją się zawsze gdzieś w pobliżu.
No url
Z wygraniem wszystkich tych emocji bardzo dobrze poradziła sobie Isla Fisher, której niebywały urok osobisty świetnie kontrastował z klimatem grozy. Jej niewinność w połączeniu z losem, jaki czekał jej bohaterkę, dały bardzo ciekawy efekt, który sprawił, że postać Eveleigh była w zasadzie najjaśniejszym punktem całego filmu. W jej problemy z łatwością byliśmy w stanie wierzyć.
Kevin Greutert, który reżyserskie i montażowe szlify zdobywał m.in. przy Pile, tym razem poszedł w kierunku dość tendencyjnej historii. Warsztatowo zrealizowanej poprawnie, ale pozbawionej kropki nad i, która sprawiłaby, że sam film byłby czymś więcej niż tylko kolejnym horrorem, o którym szybko zapomnimy. Reżyser, sięgając po utarte chwyty, nie miał pomysłu na to, jak wykorzystać je w nieco bardziej nieszablonowy sposób, tak by zaintrygować widza i przykuć jego uwagę na dłużej. Stąd też premiera Mrocznych wizji przeszła właściwie bez echa.
Wydanie DVD nie ratuje sprawy, ponieważ zostało ograniczone tylko do samego filmu (skądinąd dość krótkiego), nie mamy więc przyjemności zobaczyć dodatków, które pomogłyby spojrzeć na historię nieco inaczej. Dla miłośników kina grozy Mroczne wizje będą produkcją z gatunku tych, które ogląda się tylko w ostateczności. Widzów, którzy za horrorami nie przepadają, do gatunku też raczej nie przekona. Kevin Greutert popełnił tym razem obraz, który prezentuje się niczym lekka odskocznia po latach spędzonych przy pracy nad Piłą. Czy był to słuszny kierunek? Czy może po prostu mniej widowiskowy?